środa, 25 czerwca 2014

Rozdział 9

- Ty? Co ty tu robisz.... - Powiedziałam zdziwiona, nie mogłam uwierzyć w to  kogo zobaczyłam. Niall, uważałam go za spokojnego chłopaka, jak widać pozory mylą. 
- Miley, ja. - przerwałam mu, byłam zirytowana.
- Daruj sobie, a reszta to co? Cała drużyna w komplecie? Może Justin też tu jest, hm?
- Dobra, dobra trochę przesadziliśmy. - Odezwał się Liam. - Ale przepraszamy, na początku cię nie poznaliśmy, i myśleliśmy, że to jakaś inna laska, stąd nasze zachowanie, a jak się zorientowaliśmy, to było za późno i dalej brnęliśmy.
- Szczerze? Jakoś nie wierzę i myślałam, że jesteście trochę inni. - Nagle każdy zdjął kaptur, tak, że miałam widok na wszystkich twarze. 
- Miley nie obrażaj się - powiedział Niall.
- Mogłabym bo z was niezłe chamy, ale jesteście przyjaciółmi mojego chłopaka, więc 
spoko. 
- Super. - Uśmiechnął się Niall i objął moje ramie. 
- A pro-po, nie wiecie gdzie jest Justin? Wydzwaniam do niego, nie odbiera, pisze, nie odpisuje. Trochę się martwię, nie ma z nim kontaktu.
- A, on jest w... - Chciał powiedzieć Niall.
- Zamknij się idioto. - wysyczał przez zęby Zayn. 
 - Ano eee. - Niall podrapał się po głowie i lekko się skrzywił.
- Nie mamy z nim kontaktu - odezwał sie Harry - a teraz musimy spadać, siema.  
 - Pa - Powiedziałam cicho i wróciłam do domu.
***
Leżałam na łóżku i rozmyślałam. Oni wiedzą gdzie Justin! Na pewno, coś ukrywają. Ale czemu? Co ja im zrobiłam? Przecież widzą jak cholernie tęsknie, uzależniłam się od niego, jest dla mnie jak najlepszy narkotyk, coś bez czego nie mogę przeżyć, jak tlen którym oddycham, tak bardzo bym chciała żeby był teraz przy mnie. Czemu go tu nie ma kiedy powinien być? Nie rozumiem, złapałam za telefon wybrałam jego numer i dzwonie, jeden sygnał, drugi, trzeci, czwarty, poczta głosowa, nagrałam wiadomość mam nadzieję, że odsłucha. Mam dość, wyciągnęłam moją piżamę, przebrałam się w nią, przygotowałam jeszcze ubrania na jutro>KLIK< i poszłam spać.
***
Leżałam na wielkim, dwuosobowym łóżku tępo patrząc się w sufit, kiedy do moich uszu dotarły irytujące dźwięki budzika. Głośny jęk frustracji opuścił moje usta kiedy pochyliłam się w stronę urządzenia wyłączając je. Rozejrzałam się po pokoju w poszukiwaniu ubrań, które przygotowałam wczorajszego wieczora. Chyba w magiczny sposób wyparowały. Warknęłam pod nosem podchodząc do sporych rozmiarów białej szafy wyjmując z niej inny zestaw>KLIK<. Weszłam do łazienki wykonując poranną rutynę przy tym rozmyślając o przeróżnych sprawach zaczynając od tego co się dziś wydarzy, a na sensie ludzkiego istnienia kończąc. Po zakończeniu porannej toalety wyszłam z pomieszczenia. Chwyciłam plecak i zarzucając go na ramie włożyłam iPhona do tylnej kieszeni spodni. Poprawiłam tylko moje długie, pofalowane włosy i po jasnego koloru schodach zeszłam na parter. Podeszłam do stołu i wzięłam z niego jabłko. Ubrałam buty, kurtę>KLIK< i jedząc śniadanie opuściłam dom. Szłam marmurowym chodnikiem w stronę szkoły, gryząc swoje jabłko. Czyli rutyna. Nagle zaczęło padać, po prostu świetnie, podbiegłam do pobliskiego przystanku i siedząc czekałam na Chris'a.  Miałam dziś straszny mętlik w głowie, a humor tez nie dopisuje.  Mimo, że jest zimno, to lubię taką pogodę, jakoś świetnie komponuje się ze mną, a odgłos kapiących kropel wody, odbijających się o ziemie i rozpryskujących się, jest czymś obłędnym dla moich uszu, uwielbiam, słuchać kapiącego deszczu, niektórych to wręcz irytuje, a mnie przeciwnie. Cóż tak już jest, ja nie rozumiem ich, oni nie rozumieją mnie. 
- Cześć śliczna. - Krzyknął Chris, otwierając drzwi swojego samochodu od środka, wskazując mi ruchem ręki żebym wsiadła. 
- Hej. - Rzuciłam i wbiegłam do auta, siadając na wygodnym fotelu, a Chris pocałował mnie w polik. 
- Co słychać? 
- Szara codzienność. 
- Widzę, że nie w humorze, nie martw się ja też, jakoś wgl. źle się czuje, ostatnimi czasy opuszczają mnie siły do tego wszystkiego. - Posłał mi jeden ze swoich uśmiechów. -  No i jeszcze ta pogoda, dobija. Właśnie a Justin wrócił? Weź się trochę uśmiechnij. 
- Matko ale z ciebie gaduła człowieku, masz szczęście że, się przyzwyczaiłam. 
- Jakoś wytrzymasz słońce. - Zrobił dzióbek i jakąś głupią minę. 
- No tak.  Co masz na myśli mówiąc, że cie opuszczają siły do tego wszystkiego? Justin nie wrócił, zraz, zaraz, skąd wiesz, że wgl. gdzieś pojechał, ty też coś wiesz? 
- Nie ważne, nic nie ważne. - Burknął. 
- No proszę, następny co mi nie chce nic powiedzieć! O co wam właściwie chodzi, jakaś tajemnica? Gdzie Justin?! Chce wiedzieć tylko to. 
- Miley, proszę. Kocham cie, ale nie powiem ci nic. Jak Justin będzie chciał to ci powie, poza tym dziś powinien wrócić. Mówisz "o co wam właściwie chodzi" znaczy, że pewnie spotkałaś chłopaków.
- Co?! Jezu nie rozumiem. 
- Nie musisz.
Zamilkłam, totalnie nic nie rozumiem. Przyjaciele sobie powinni mówić ważne rzeczy, a on, że nie muszę rozumieć. Mam już totalnie dość, jedyne czego chce to być teraz w moim pokoju, z kubkiem gorącej czekolady pod kocykiem, ale nie jeszcze szkoła, super ale się ciesze, czujecie tą ironie?
***
Przez resztę drogi była ta niezręczna cisza, aż w końcu dotarliśmy do szkoły, szybko wysiadłam z auta i skierowałam się do mojej szafki. Pierwsza biologia - oho akurat mój ulubiony przedmiot, znów ta ironia. Zamknęłam szafkę i skierowałam się do sali w której miała się odbyć pierwsza lekcja.  Na miejscu przywitała mnie Selena, Christian stał tylko z boku i gadał z chłopakami z drużyny.  Pogadałam chwile z Sel i chwile po tym zadzwonił dzwonek. Weszłam z koleżanką do klasy, ona usiadła z Christian'em a ja skierowałam się do ostatniej ławki koo okna, kiedy myślałam, że będę siedzieć sama, na miejscu obok usiadł Niall, nie zwracałam na to uwagi, wyciągnęłam potrzebne książki, założyłam nogę na nogę, ręce skrzyżowałam na piersi i patrzałam tępo w okno, myśląc, że znajdę coś co przykuje moją uwagą, jednak nic z tego, tylko drzewa powiewające na wietrze i deszcz uderzający w szybę w którą tak zachłannie się wpatrywałam. Siedząc tak wyglądałam jak buntowniczka. Nagle ktoś gwałtownie wparował do klasy, aż podskoczyłam kiedy otworzyły się drzwi, obróciłam głowę i ujrzałam Justina, nieco zdyszanego i zmokłego. 
- Przepraszam pani Manghay. -  Manghay jedynie opuściła nieco okulary i kazała Justin'owi usiąść. Wykonał jej polecenie i dosiadł się do Zayn'a.
Lekcja już dobiega końca, jeszcze tylko minuta i przerwa, po setkach upomnień pani Manghay typu "Nie uważasz!", "Cyrus skup się", "Czy ty byś się mogła zacząć uczyć? ", "Zawiadomię twojego ojca" itp. ma się już dość. Nareszcie zadzwonił wyczekiwany przeze mnie dzwonek. Poszłam do mojej szafki, i wymieniłam książki. Kiedy zamknęłam szafkę prawie dostałam zawału, oparty o szafki stał Justin witając się ze mną. 
- Gdzie ty byłeś? - powiedziałam zdenerwowana.
- Spokojnie, to już nie ważne, ważne, że jestem tu z tobą. - złapał mnie za biodra i przyciągnął do siebie.
- Nie, nie to jest ważne! - Odepchnęłam go. - Nawet nie wiesz jak się martwiłam!
- Musiałem załatwić parę spraw. - Złapał mój podbródek. 

1 komentarz:

Obserwatorzy