Staliśmy tak przytuleni do siebie a deszcz swobodnie spadał na nas z nieba. Nie czułam tego, czułam się przy nim wspaniale, w jego ramionach tak bezpiecznie.
Nie myślałam wtedy, to był impuls. Nienawidziłam go, ale nagle wszystko odeszło, nie mam pojęcia czemu, wiedziałam, że w głębi duszy darze go jakimś ciepłym uczuciem, że po prostu jestem w nim zakochana. Może jak myślałam, że go nienawidzę to była zazdrość? Zazdrość z powodu, że inne dziewczyny go mają, a ja nie? Ale przecież miałam okazje z nim być, lecz odmówiłam. Nie mam pojęcia. Myślałam o tym wszystkim gdy nagle Justin odezwał się:
- Miley, ja nie rozumiem, przecież ty mnie nie lubisz, mówiłaś, że mnie nienawidzisz.. Ja już nie wiem.
- Cii, nie psuj tak pięknej chwili - powiedziałam przytulona do jego ramienia.
Czułam jak się uśmiecha, jedyne co zrobił to pocałował mnie w czoło i przytulił mnie jeszcze mocniej.
- Wiesz, chyba jednak musimy popsuć tą chwilę - powiedziałam.
- Czemu?
- Bo wiesz jakby była ładna pogoda, to nie mam nic przeciwko, ale pada deszcz i robi mi się zimno.
- Haha. No dobra to leć już do domku - Odsunął, się trochę ode mnie i pogłaskał mnie po poliku.
- Justin, ja przepraszam chyba nie powinnam - schowałam twarz w ręce.
- Ejj - ujął moje dłonie i podniósł mój podbródek, patrzał mi głęboko w oczy i po chwili mówił dalej - Nic się nie stało, naprawdę.
- Ale ja ci tak potrafiłam nieraz nawtykać, nie masz tego za złe, mi? - wyjąkałam.
- Nie no co ty. Najwyraźniej jesteś trochę niezdecydowaną osóbką, ale za to wspaniałą - uśmiechnął się do mnie.
- Z tym niezdecydowaniem to masz racje.
- Ano widzisz. Już, leć do domu jesteś cała przemoknięta, a nie chce żebyś się rozchorowała przeze mnie
Chciałam już odejść ale tak bez pożegnania to nie wypada, nie? Więc podeszłam bliżej a Justin tylko dał mi całusa i jeszcze raz przytulił.
- No już teraz możesz iść do domu - odsunął się trochę.
- Yhymmm, paaa - wpatrywałam się w niego.
- No idź już.
- Odprowadzisz mnie? - zapytałam.
- Miley będziesz chora.
- Odprowadź mnie proszę - zrobiłam minkę jak dziecko, które chce lizaka, a on się tylko uśmiechnął.
- Okej, jeżeli tego chcesz - wziął mnie na ręce i zaczął iść w stronę drzwi wejściowych.
Tego się nie spodziewałam, ale cóż. Trzymałam się jego szyi i wpatrywałam się w niego jak w obrazek. Gdy doszedł do drzwi, zeszłam z jego rąk.
- Jesteśmy - odezwał się ale ja stałam przed nim i się nie odzywałam - Co jest? - spytał.
- Czekam.
- Ale na co? - nie wiedział o co chodzi.
- Na buziaka - był troszkę, nawet bardzo zdziwiony, ale pocałował mnie w polik - noo, teraz mogę iść - uśmiechnęłam się.
- Yhym, No to miłej nocy, papa - pożegnał się i odszedł.
Gdy już otworzyłam drzwi, po cichutku weszłam do domu. Poszłam do mojego pokoju i rozłożyłam się na łóżku. Chwile tak leżałam ale niedługo po tym musiałam wstać, podeszłam do szafy wyjęłam z niej
piżamę >KLIK< poszłam do łazienki wykąpać się, gdy już tam byłam wzięłam szybki prysznic, przebrałam się i wróciłam do pokoju. Kiedy tam weszłam zobaczyłam mój dzwoniący telefon, odebrałam i usłyszałam najprzyjemniejszy głos:
- I jak doszłaś już? - zapytał Chris z zdenerwowaniem
- Tak, tak. Jestem w domu.
- Uff - odetchnął z ulgą.
- A czemu dzwonisz?
- Ymm, pomyślmy, dzwoniłem z 10 razy a ty nie odebrałaś... Myślałem, że ci się coś stało.
- Aaa, sory. Nie słyszałam telefonu.
- Ale jak to?
- Tak to. Miałam telefon w torebce, a przecież byłam na dworze więc nie słyszałam.
- Powiedzmy, że ci wierzę.
- Yhym, chcesz coś jeszcze?
- A właściwie to tak.
- No to dawaj.
- Bo jutro mamy trening siatkówki, wiesz w następną sobotę mamy mecz, przyszłabyś na trening? Potem byśmy się gdzieś spotkali albo coś.
- A kto jeszcze tam będzie?
- Pewnie dziewczyny chłopaków z drużyny.
- A jakich macie chłopaków w drużynie?
- No jest tam Somers, Payne, Styles, Tomlinson, Malik, Horan, ja i Bieber - gdy usłyszałam ostatnie nazwisko momentalnie po moim ciele przeszły ciarki.
- Ooo, a macie tam jeszcze jakieś ciacha?
- No tak, przecież ja tam będę.
- Ale ty skromny Beadles.
- Cyrus, to jak wpadasz?
- A wiesz co? Przyjdę, tylko o której?
- O 13.00 ale o 12.30 możesz być u mnie.
- Ale po co?
- Wiesz pogadamy pośmiejemy się i wyjdziemy, na 13.00 musimy tam być.
- Okej, to się widzimy jutro.
- A może po ciebie przyjść Bieber? To razem do mnie wpadniecie, macie po drodze.
- Nie no spoko.
- Na pewno, nie masz nic przeciwko?
- No nie mam.
- No dobra to widzimy się jutro.
- Tak, tak.
- Ejj, tylko wstań śpiochu.
- Wiem.
- Spoczko... Foczko.
- HAHAHAHA - zaczęłam się śmiać.
- Dobra ja idę spać paa, miłych snów.
- Nawzajem - rozłączyłam się.
Wzięłam laptopa i ponownie walnęłam się na łóżko. Weszłam na Twittera i zamieściłam tweet o tym jak mi się podobał dzisiejszy dzień. Posprawdzałam wszystkie moje konta jakie miałam i odłożyłam laptopa na biurko. Znowu się położyłam na łóżko i zaczęłam myśleć, Justin był taki wspaniały, wydawał mi się jakby to był ideał chłopaka jaki chciałabym mieć. Ale przecież ja na niego nie zasługuje, to jest nienormalne. Nawet jeżeli coś do niego czuje to na pewno nie miłość, a może jednak? Nie wiem sama. Przecież on ma dziewczynę, zawsze byłam dla niego dziwaczką wiec czemu teraz miałoby się to zmienić? A może on mnie oszukuje? Może chce się mną tylko zabawić i zostawić? Mam mętlik w głowie, nie mam pojęcia, może jednak powinnam raz pomyśleć pozytywnie, raz komuś naprawdę zaufać? Zaufać chłopakowi, którego nienawidzę albo też nienawidziłam, przecież podobno największy wróg, może stać się twoim największym przyjacielem, czy to prawda? Myślę, że warto by się było przekonać. Nic nie będę rozbić w związku z tym, mam nadzieje, że czas pokaże. Okryłam się kołdrą i zasnęłam.
'- Hahahha Justin przestań.
- Cii, kochanie będzie fajnie.
- Wrzucanie mnie do basenu wcale nie jest fajne.
- Przecież wlecę z tobą.
- Okej ale tylko ty, ja i basen.
Pocałowałam mojego ukochanego, a on oddał pocałunek. Justin szedł dalej aż w końcu wpadliśmy razem do basenu. W końcu wynurzyłam się z wody, ale nigdzie go nie widziałam, szukałam ale na próżno. Nigdzie go nie było. Zaczęłam krzyczeć:
-JUSTIN! KOCHANIE! WRÓĆ DO MNIE PROSZĘ!
Wyszłam z wody i patrzałam się gdzie on może być, nadal krzyczałam, zaczęłam płakać. Nagle go zobaczyłam otarłam łzy i rzuciłam się w wodę. Kiedy byłam przy nim okazało się, że to jego zwłoki. Ponownie zaczęłam krzyczeć miałam strach w oczach, płakałam tak strasznie płakałam...'
Nagle obudził mnie dzwoniący telefon, przebudziłam się cała zapłakana i spocona.
- Halo? - spytałam z przerażeniem.
- Miley, coś się stało? - spytał Chris
- Nie, nie, nic - usiadłam po turecku i otarłam łzy.
- Słysze, co się stało? Mi możesz powiedzieć.
- Miałam okropny sen.
- To wszystko tłumaczy. Uspokój się kochana i nie myśl o tym, to tylko sen.
- Taa, wiem.
- Wstawaj już, niedługo jesteś u mnie.
- A która godzina?
- 11.00
- I co mnie budzisz tak wcześnie?
- Znam cię już trochę i wiem, że ty się zbierasz bardzo długo więc wole cię obudzić wcześniej.
- No tak. Dobra ja się zbieram pa.
- Widzimy się później słonko. Pa - rozłączył się.
Nadal miałam przed oczami mój sen. Powoli się uspokajałam. Gdy już wszystko było okej zeszłam na dół. Myślałam, że ktoś będzie w domu, ale nie było nikogo, jak weszłam do kuchni zobaczyłam kartkę wiszącą na lodówce, pisało na niej to:
"Miley ja z Vanessą pojechaliśmy do babci, więc nie będzie nas do Niedzieli, proszę nie rób nic niestosownego, mam nadzieje, że se poradzisz, na szafce masz 200zł, w lodówce masz jedzenie, w domu jest wszystko co potrzebujesz. Nie będę dzwonić, bo u babci nie ma zasięgu - Tata"
Uśmiechnęłam się do siebie, fajnie, że mam wolną chatę. Wzięłam jabłko i chciałam iść do pokoju ale nie pozwolił mi dzwonek od drzwi. Leniwie podeszłam do nich, otworzyłam je i ujrzałam Justina,
wyglądał przepięknie >KLIK<:
- Co ty tu robisz? - zapytałam zdziwiona. Byłam trochę skrępowana bo miałam jeszcze na sobie piżamę, a ona była dość skąpa.
- No przecież mamy iść razem do Chris'a a potem na trening - odpowiedział.
- Ale to dopiero o 12.30
- Miley już jest 12.30
- Hahaha nie? Jest 11.15 chyba ci się zegarek przestawił.
- Ano może. To sory ja już pójdę - podrapał się nerwowo po głowie.
- Nie no przestań chodź do mnie, nie ma sensu się wracać.
- Nie raczej pójdę.
- No co ty, niedługo musisz znowu tu przyjść, przestań chodź.
- W sumie to okej.
- To wchodź, co tak stoisz? - Justin wszedł do domu, zdjął buty i kurtkę, położył torbę na ziemie i posłał mi szczery uśmiech.
Zaproponowałam, żebyśmy poszli do mojego pokoju Justin jedynie przytaknął i szedł za mną. Gdy tam weszliśmy odezwałam się zawstydzona:
- Ajj, sory ja niedawno się obudziłam więc przepraszam za to, że troszkę tutaj brudno.
- Spokojnie, właściwie to tu jest czysto, nie chciałabyś zobaczyć mojego pokoju - zaśmiał się, co ja odwzajemniłam.
- Dobra to ja tu ogarnę, a ty se gdzieś usiądź.
Zaczęłam sprzątać w pokoju, właściwie to tylko pościeliłam łóżko i było czysto. Justin siedział na krześle koo biurka i się mi przyglądał. Podeszłam do niego i powiedziałam:
- Wiesz co ja się pójdę wykąpać a ty czuj się jak w domu.
- Dobrze.
- To ja zaraz wracam.
- Miley?
- Tak?
- Płakałaś? - zdziwiłam się, że zauważył, miałam nadzieje, że się nie skapnie, ale jednak.
- Nie, wcale, no co ty - speszyłam się.
- Przecież widzę. Nie jestem głupi - wstał, złapał mnie za ręce i patrzał głęboko w moje oczy - To prze ze mnie?
- Nie, nie przez ciebie...
- To co się stało?
- Po prostu niedawno się obudziłam i miałam zły sen tyle, przepraszam ale muszę iść się wykąpać.
- No dobrze.
Poszłam do łazienki, i wzięłam szybki prysznic, gdy wyszłam z kabiny chciałam się ubrać ale zapomniałam moich ciuchów z pokoju. Nie wiedziałam co robić, przecież Justin tam teraz jest. Nie miałam wyjścia, owinęłam ręcznik wokół ciała i weszłam tam, próbowałam nie zwracać na siebie uwagi ale się nie dało:
- ŁAŁ - powiedział
- Ja tylko po ubrania przyszłam więc się odwróć, proszę cię - Justin odwrócił głowę
Szybko wzięłam ubrania i wróciłam do łazienki, gdy się przebrałam
w to >KLK< rozczesałam i ułożyłam włosy, lekko się umalowałam. Poszłam z powrotem do pokoju, zauważyłam, że Justin się przesiadł na łóżko, usiadłam koo:
- Omg, jaka ty śliczna - zaczął a ja się zarumieniłam.
- Nie przesadzaj, normalna.
- Wiesz co? Nie spodziewałem się, że będziesz paradować przy mnie w samym ręczniku - powiedział śmiejąc się Justin.
- Cicho - burknęłam - tego nie było.
- Nie wcale.
- Przestań - odwróciłam głowę.
- No dobrze, dobrze. Przepraszam nie obrażaj się - objął mnie w talii i oparł głowę na moim ramieniu.
- Justin - odwróciłam się do niego i usiadłam po turecku - Ta sytuacja wczoraj, jeszcze raz przepraszam, to nie powinno się wydarzyć.
- Ale jak to?
- Zapomnijmy dobrze?
- Ale Miley, znowu mnie nienawidzisz czy jak?
- Nie, nie o to chodzi. Po prostu nie chce jak na razie miłości - "a może chce tylko nie wiem?" pomyślałam - Możemy zostać przyjaciółmi?
- Tak, jasne, że tak. W sumie to miałem nadzieje, że będziesz chciała czegoś więcej ale okej.
- Zrozum, nie chodzi o to, że ja nie chce z tobą być.
- To o co chodzi?
- Bo ja - zatrzymałam się tutaj.
- Co ty? - popatrzał się na mnie, strach miał wymalowany na twarzy, złapał mnie za ręce i spojrzał głęboko w moje oczy.
- Ja nie wierze w miłość..
- Jak to?
- Przepraszam nie rozmawiajmy o tym. Zresztą jest już 12.00 zbieramy się i idziemy do Chris'a chodź.
Spakowałam do torebki najpotrzebniejsze rzeczy i zeszliśmy na dół. Gdy już byliśmy przy drzwiach założyłam buty i kurtkę, Justin zrobił to samo mieliśmy już wychodzić ale usłyszałam jak mi burczy w brzuchu, Justin też to usłyszał.
- Miley jadłaś coś? - zapytał mnie Bieber.
- No tak, znaczy nie, znaczy jabłko tylko.
- Musisz coś zjeść.
- Nie ma czasu spóźnimy się.
- Nie przesadzaj, to jest niedaleko a mamy chwile po 12 więc zdążysz - szczerze? Nie chciało mi się jeść ale wiedziałam, że nie odpuści.
Wróciłam się do kuchni i wzięłam dwa jabłka. Szłam w stronę drzwi, gdy byłam w korytarzyku prowadzącym do wyjścia zobaczyłam Justina i krzyknęłam:
- Ty Bieber! Łap - rzuciłam mu jabłko, ale niestety nie złapał. Jabłko uderzyło go w oko.
- Ałłł to boli - wystraszyłam się podbiegłam do niego.
- Jejuu, nic ci nie jest? Widzisz mnie? - pogłaskałam go po prawym poliku.
- Nie, nie nic tylko boli, mam jakiegoś siniaka czy coś?
- Ymm, nie, wcaale - skłamałam.
- Miley!?
- No masz, masz, niezłe limo.
- Miley no.
- Przepraszam, ja nie chciałam naprawdę. Pójdę po lód. Może, nie idź dziś na trening?
- Nie trzeba, chodź idziemy, ja muszę iść na trening, jestem kapitanem.
- No dobra, dobra chodź - zamknęłam drzwi na klucz i zaczęłam iść z Justin'em do Chris'a, mieliśmy jeszcze 20 minut więc dużo czasu bo do niego szło się z gdzieś 10 minut.
Szliśmy tak w ciszy gdy nagle Justin odezwał się:
- Miley?
- Tak?
- Powiesz mi co ci się śniło, że tak płakałaś, nadal masz czerwone oczy od łez - zdziwiłam się, że o to zapytał, w ogóle, zdziwiłam się, że mam jeszcze czerwone oczy, lol.
- Nie powiem ci.
- Co jest?
- Bo to był koszmar.
- Tego się domyślam.
- To był koszmar związany z tobą Justin...
- Co? - zapytał z niedowierzaniem - Czy ja ci coś , no wiesz. Zrobiłem tam?
- Nie, nie. Nic takiego - teraz cały sen do mnie wrócił, w moich oczach pojawiły się łzy, ale nie dałam po sobie tego poznać, szłam dalej.
- To co się tam stało, że aż tak płakałaś? - nie odpowiedziałam - Miley. Co tam się stało?
- Patrz jesteśmy już, 10 minut przed czasem - posłałam mu sztuczny uśmiech.
- Proszę, nie zmieniaj tematu.
- Nie chce ci o tym mówić zrozum.
- Mam prawo wiedzieć jeżeli jest to związane ze mną.
- Proszę.
- Ja też. Chodź usiądziemy na ławce - poszliśmy usiąść na ławkę gdy już to zrobiliśmy zaczęłam opowiadać.
- Śniło mi się, że jesteśmy parą, byliśmy razem na basenie, całkiem sami, ty niosłeś mnie na rękach i chciałeś wrzucić do basenu, śmialiśmy się razem, w końcu zaczęliśmy się całować, ty szedłeś w stronę basenu, w końcu wpadliśmy - zatrzymałam się na chwilę bo łzy zaczęły mi napływać do oczu, widziałam, że on to zauważył.
- Miley ale tu nie ma powodu dla którego miałabyś płakać.
- Nie przerywaj mi. Kiedy się wynurzyłam nigdzie ciebie nie widziałam. Zaczęłam krzyczeć żebyś do mnie wrócił ale cie nie było. Po prostu zniknąłeś. Wyszłam z wody i patrzałam się w nią poszukując ciebie, wtedy zaczęłam płakać. W końcu znalazłam - łza spłynęła po moim poliku - rzuciłam się do wody gdy podpłynęłam okazało się, że nie żyjesz... - kolejna łza spłynęła po moim poliku, a po niej kolejna i kolejna - gdy się obudziłam byłam cała zapłakana.
- Ejj Miley nie płacz, proszę. To był tylko sen, ja tu jestem, żywy, zdrowy, może nie do końca bo mam podbite oko, ale jestem i nie musisz się niczego bać - powiedział i mnie przytulił.
- Dziękuje, jesteś wspaniały.
- Bez przesady - uśmiechnął się. Popatrzał na mnie i otarł moje łzy.
- Jest już za 5 chodźmy.
- Najpierw się troszkę uspokój, bo Chris pomyśli, że ci coś zrobiłem - zaśmiał się
Przez jakieś 2 minuty się uspokajałam, gdy już się ogarnęłam poprawiłam makijaż i poszliśmy razem do Chris'a. Kiedy byliśmy pod drzwiami Justin chciał zapukać, ale po co? Jak Christian do mnie przychodzi to nigdy nie puka, w końcu to mój przyjaciel, więc ja też nie pukałam. Otworzyłam drzwi, weszłam z Bieber'em do środka i krzyknęłam:
- Chris jesteśmy! - zaczęłam zdejmować buty.
- Okeeej, chodźcie na górę.
Zrobiliśmy to co kazał nasz przyjaciel. Gdy weszliśmy na górę Chris zszedł z łóżka i przywitał się z Justin'em a potem przytulił mnie i zapytał:
- Ty płakałaś?
- Nie, dlaczego?
- Masz czerwone oczy od łez - Znowu? Serio? Czy wszyscy muszą się mną tak przejmować? Mam tego dosyć..
- Nie Christian po prostu musiało mi coś wlecieć do oka.
- Do dwóch oczu? Miley nie jestem głupi.
- Jak szłam to się wywaliłam i się popłakałam...
- Taa, jasne.
- Nie drąż tematu Chris.
- Yhym, ale wiesz ja się martwię.
- To przestań - usiadłam na łóżku.
- A ty Justin, czemu masz podbite oko?
- Miley mnie uderzyła.
- Cooo? Hhahaha. Nieźle - zaczął się śmiać Chris.
- Ja tylko rzuciłam mu jabłko, a on nie złapał i to jego wina nie moja - wybroniłam się.
- Tak jasne, to był zamach na mnie - powiedział Justin, a ja z Chris'em zaczęłam się śmiać.
- Chłopaki jest już późno, idziemy? - zapytałam.
- Okej chodźmy, pojedziemy moim samochodem chodźcie.
Poszliśmy do
samochodu Chris'a >KLIK<. Ja usiadłam z tyłu bo myślałam, że chłopaki usiądą razem z przodu. Ku mojemu zdziwieniu Justin usiadł z tyłu. Ja siedziałam po lewej a on po prawej. Jak na razie byliśmy sami w samochodzie. Czekaliśmy aż przyjdzie Chris. Kiedy wszedł do samochodu zaczął:
- Ejj, usiedliście tam z tyłu sami, a ja tu czuję się taki samotny.
- Ja zawsze tak się czuję - posłałam mu zabójcze spojrzenie.
- Dobra, to ja już nic nie mówię, jedziemy - odpalił samochód i zaczął jechać.
Zapięłam pas a chłopcy nagle wzięli ze mnie przykład. Po chwili poczułam, że zasypiam, a że chłopacy mieli dwa miasta dalej trening to mogłam się zdrzemnąć, ale był jeden problem, było mi niewygodnie. Popatrzałam na Justin'a, spoglądał przez szybę, postanowiłam zrobić coś dla swojej wygody. Odpięłam pas i przybliżyłam się do Justin'a
Zaczęłam się kłaść, położyłam głowę na jego kolanach, rozłożyłam się i "przytuliłam" się to jego nóg.
- Miley co ty robisz?
- Cii, ja tylko jestem śpiąca.
- Okeeej.
Ja zasypiałam a Justin głaskał mnie po głowie.
***
- Mileeey wstawaj! - usłyszałam krzyk Chris'a.
- Zamknij się kretynie, no co ty, jak ty ją budzisz? Miley słonko wstań, już jesteśmy - lekko wybudził mnie Justin.
- Yhym.. Już, już wstaje, jeszcze chwilkę - powiedziałam i przekręciłam się na drugi bok.
Justin wziął mnie na kolana, niczym małe dziecko.
- Miley, wstawaj, przecież już jesteśmy, proszę ja muszę iść na trening, wstań.
- No dobra, dobra już wstaje - zeszłam z jego kolan i wyszłam z samochodu.
Chris popatrzał się na mnie i momentalnie zaczął się śmiać.
- A ty co się śmiejesz?
- Popatrz na siebie, na swoje włosy, hahah nie moge, leje. Hahahah.
Popatrzałam w lusterko i się wystraszyłam, szybko upiełam włosy w niechlujnego koka, wyglądałam o niebo lepiej.
- A ty co idioto się tak na mnie darłeś żebym wstała, hm?
- No ja przecież chciałem - zaczął do mnie podchodzić - żebyś się dobrze wybudziła - był już koo mnie, objął mnie w talii i położył głowę na moim ramieniu i pocałował mnie w polik - mmm, wiesz taki ludzki budzik - kołysał się ze mną tak, że chciało mi się znowu spać, widziałam jak Justin patrzył na nas z zazdrością więc postanowiłam to przerwać.
- Dobra chodź już bo się spóźnimy.
Chris objął mnie ponownie wokół talii i szliśmy do sali gimnastycznej. Justin szedł za nami, trochę mi się go szkoda zrobiło szedł tak sam. Oderwałam się od Chris'a.
- Leć już, ja idę do toalety na chwile - powiedziałam.
Christian tylko mi przytaknął i szedł dalej sam. A ja zaczęłam iść do Justina, gdy Chris zniknął z pola widzenia złapałam Bieber'a za ręce i zaczęłam:
- Wiesz, miałabym prośbę do ciebie.
- Słucham?
- Nikt się nie dowie o tym co między nami się wydarzyło prawda?
- Jeżeli tak chcesz, to okej - odsunął się trochę ode mnie.
- Zrozum mnie, nie chce żeby uważali mnie za nie wiadomo jaką..
- To znaczy jaką?
- Nie wiem, że się kurde puszczam z każdym kim popadnie kiedyś już były takie plotki a mój temat..
- Czemu mieli by tak mówić?
- Nie wiem ludzie są różni.
- Nikt, bez wyjątku, nikt nie ma prawa tak o tobie mówić, a jeżeli to zrobi to mu się oberwie, rozumiesz? - pogłaskał mnie po ramieniu.
- Słodkie.
- Ja też mam prośbę.
- Tak?
- Pocałuj mnie.
- Co?
- Pocałuj mnie.
- Justin, proszę.
- Jeżeli coś do mnie czujesz pocałuj.
- Masz dziewczynę.
- Nie mam.
- Jak to?
- Wczoraj po tym co się zdarzyło między nami, zerwałem z nią, Miley kocham cię - nie mam pojęcia czemu ale momentalnie na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Jednak coś do niego czułam. A może jednak miłość istnieje? Czas pokazał. Ja też go kocham, pierwszy raz tak się przy kimś czuje, to jest nie do opisania.
Nie wiem czemu ale miałam ochotę go pocałować. Ponieważ byłam od niego niższa musiałam stanąć na palcach, pogłaskałam go po poliku i powoli zaczęłam przybliżać moje usta do jego, w końcu go pocałowałam, trzymałam rękami jego szyi a on głaskał mnie po plecach. w Końcu oderwał się ode mnie i przytulił się do mnie.
- Świetnie całujesz - szepnął mi do ucha.
- Ty też.
- Wiesz, jesteś troszkę niezdecydowana.
- Taa, wiem, a i mówisz to mi już z trzeci raz.
- Bo to prawda.
- Dobra tam. Chodźmy już, zaczynacie już trening słyszysz?
- Mhmm.
Zaczęliśmy iść w stronę sali trzymając się za ręce.
___________________________________
No to 4 rozdział. :)))
Przepraszam, że tak późno ale mam dużo spraw na głowie.
Staram się jak mogę. :)
Czytasz = Komentujesz
15 komentarzy = następny rozdział