środa, 25 czerwca 2014

Rozdział 9

- Ty? Co ty tu robisz.... - Powiedziałam zdziwiona, nie mogłam uwierzyć w to  kogo zobaczyłam. Niall, uważałam go za spokojnego chłopaka, jak widać pozory mylą. 
- Miley, ja. - przerwałam mu, byłam zirytowana.
- Daruj sobie, a reszta to co? Cała drużyna w komplecie? Może Justin też tu jest, hm?
- Dobra, dobra trochę przesadziliśmy. - Odezwał się Liam. - Ale przepraszamy, na początku cię nie poznaliśmy, i myśleliśmy, że to jakaś inna laska, stąd nasze zachowanie, a jak się zorientowaliśmy, to było za późno i dalej brnęliśmy.
- Szczerze? Jakoś nie wierzę i myślałam, że jesteście trochę inni. - Nagle każdy zdjął kaptur, tak, że miałam widok na wszystkich twarze. 
- Miley nie obrażaj się - powiedział Niall.
- Mogłabym bo z was niezłe chamy, ale jesteście przyjaciółmi mojego chłopaka, więc 
spoko. 
- Super. - Uśmiechnął się Niall i objął moje ramie. 
- A pro-po, nie wiecie gdzie jest Justin? Wydzwaniam do niego, nie odbiera, pisze, nie odpisuje. Trochę się martwię, nie ma z nim kontaktu.
- A, on jest w... - Chciał powiedzieć Niall.
- Zamknij się idioto. - wysyczał przez zęby Zayn. 
 - Ano eee. - Niall podrapał się po głowie i lekko się skrzywił.
- Nie mamy z nim kontaktu - odezwał sie Harry - a teraz musimy spadać, siema.  
 - Pa - Powiedziałam cicho i wróciłam do domu.
***
Leżałam na łóżku i rozmyślałam. Oni wiedzą gdzie Justin! Na pewno, coś ukrywają. Ale czemu? Co ja im zrobiłam? Przecież widzą jak cholernie tęsknie, uzależniłam się od niego, jest dla mnie jak najlepszy narkotyk, coś bez czego nie mogę przeżyć, jak tlen którym oddycham, tak bardzo bym chciała żeby był teraz przy mnie. Czemu go tu nie ma kiedy powinien być? Nie rozumiem, złapałam za telefon wybrałam jego numer i dzwonie, jeden sygnał, drugi, trzeci, czwarty, poczta głosowa, nagrałam wiadomość mam nadzieję, że odsłucha. Mam dość, wyciągnęłam moją piżamę, przebrałam się w nią, przygotowałam jeszcze ubrania na jutro>KLIK< i poszłam spać.
***
Leżałam na wielkim, dwuosobowym łóżku tępo patrząc się w sufit, kiedy do moich uszu dotarły irytujące dźwięki budzika. Głośny jęk frustracji opuścił moje usta kiedy pochyliłam się w stronę urządzenia wyłączając je. Rozejrzałam się po pokoju w poszukiwaniu ubrań, które przygotowałam wczorajszego wieczora. Chyba w magiczny sposób wyparowały. Warknęłam pod nosem podchodząc do sporych rozmiarów białej szafy wyjmując z niej inny zestaw>KLIK<. Weszłam do łazienki wykonując poranną rutynę przy tym rozmyślając o przeróżnych sprawach zaczynając od tego co się dziś wydarzy, a na sensie ludzkiego istnienia kończąc. Po zakończeniu porannej toalety wyszłam z pomieszczenia. Chwyciłam plecak i zarzucając go na ramie włożyłam iPhona do tylnej kieszeni spodni. Poprawiłam tylko moje długie, pofalowane włosy i po jasnego koloru schodach zeszłam na parter. Podeszłam do stołu i wzięłam z niego jabłko. Ubrałam buty, kurtę>KLIK< i jedząc śniadanie opuściłam dom. Szłam marmurowym chodnikiem w stronę szkoły, gryząc swoje jabłko. Czyli rutyna. Nagle zaczęło padać, po prostu świetnie, podbiegłam do pobliskiego przystanku i siedząc czekałam na Chris'a.  Miałam dziś straszny mętlik w głowie, a humor tez nie dopisuje.  Mimo, że jest zimno, to lubię taką pogodę, jakoś świetnie komponuje się ze mną, a odgłos kapiących kropel wody, odbijających się o ziemie i rozpryskujących się, jest czymś obłędnym dla moich uszu, uwielbiam, słuchać kapiącego deszczu, niektórych to wręcz irytuje, a mnie przeciwnie. Cóż tak już jest, ja nie rozumiem ich, oni nie rozumieją mnie. 
- Cześć śliczna. - Krzyknął Chris, otwierając drzwi swojego samochodu od środka, wskazując mi ruchem ręki żebym wsiadła. 
- Hej. - Rzuciłam i wbiegłam do auta, siadając na wygodnym fotelu, a Chris pocałował mnie w polik. 
- Co słychać? 
- Szara codzienność. 
- Widzę, że nie w humorze, nie martw się ja też, jakoś wgl. źle się czuje, ostatnimi czasy opuszczają mnie siły do tego wszystkiego. - Posłał mi jeden ze swoich uśmiechów. -  No i jeszcze ta pogoda, dobija. Właśnie a Justin wrócił? Weź się trochę uśmiechnij. 
- Matko ale z ciebie gaduła człowieku, masz szczęście że, się przyzwyczaiłam. 
- Jakoś wytrzymasz słońce. - Zrobił dzióbek i jakąś głupią minę. 
- No tak.  Co masz na myśli mówiąc, że cie opuszczają siły do tego wszystkiego? Justin nie wrócił, zraz, zaraz, skąd wiesz, że wgl. gdzieś pojechał, ty też coś wiesz? 
- Nie ważne, nic nie ważne. - Burknął. 
- No proszę, następny co mi nie chce nic powiedzieć! O co wam właściwie chodzi, jakaś tajemnica? Gdzie Justin?! Chce wiedzieć tylko to. 
- Miley, proszę. Kocham cie, ale nie powiem ci nic. Jak Justin będzie chciał to ci powie, poza tym dziś powinien wrócić. Mówisz "o co wam właściwie chodzi" znaczy, że pewnie spotkałaś chłopaków.
- Co?! Jezu nie rozumiem. 
- Nie musisz.
Zamilkłam, totalnie nic nie rozumiem. Przyjaciele sobie powinni mówić ważne rzeczy, a on, że nie muszę rozumieć. Mam już totalnie dość, jedyne czego chce to być teraz w moim pokoju, z kubkiem gorącej czekolady pod kocykiem, ale nie jeszcze szkoła, super ale się ciesze, czujecie tą ironie?
***
Przez resztę drogi była ta niezręczna cisza, aż w końcu dotarliśmy do szkoły, szybko wysiadłam z auta i skierowałam się do mojej szafki. Pierwsza biologia - oho akurat mój ulubiony przedmiot, znów ta ironia. Zamknęłam szafkę i skierowałam się do sali w której miała się odbyć pierwsza lekcja.  Na miejscu przywitała mnie Selena, Christian stał tylko z boku i gadał z chłopakami z drużyny.  Pogadałam chwile z Sel i chwile po tym zadzwonił dzwonek. Weszłam z koleżanką do klasy, ona usiadła z Christian'em a ja skierowałam się do ostatniej ławki koo okna, kiedy myślałam, że będę siedzieć sama, na miejscu obok usiadł Niall, nie zwracałam na to uwagi, wyciągnęłam potrzebne książki, założyłam nogę na nogę, ręce skrzyżowałam na piersi i patrzałam tępo w okno, myśląc, że znajdę coś co przykuje moją uwagą, jednak nic z tego, tylko drzewa powiewające na wietrze i deszcz uderzający w szybę w którą tak zachłannie się wpatrywałam. Siedząc tak wyglądałam jak buntowniczka. Nagle ktoś gwałtownie wparował do klasy, aż podskoczyłam kiedy otworzyły się drzwi, obróciłam głowę i ujrzałam Justina, nieco zdyszanego i zmokłego. 
- Przepraszam pani Manghay. -  Manghay jedynie opuściła nieco okulary i kazała Justin'owi usiąść. Wykonał jej polecenie i dosiadł się do Zayn'a.
Lekcja już dobiega końca, jeszcze tylko minuta i przerwa, po setkach upomnień pani Manghay typu "Nie uważasz!", "Cyrus skup się", "Czy ty byś się mogła zacząć uczyć? ", "Zawiadomię twojego ojca" itp. ma się już dość. Nareszcie zadzwonił wyczekiwany przeze mnie dzwonek. Poszłam do mojej szafki, i wymieniłam książki. Kiedy zamknęłam szafkę prawie dostałam zawału, oparty o szafki stał Justin witając się ze mną. 
- Gdzie ty byłeś? - powiedziałam zdenerwowana.
- Spokojnie, to już nie ważne, ważne, że jestem tu z tobą. - złapał mnie za biodra i przyciągnął do siebie.
- Nie, nie to jest ważne! - Odepchnęłam go. - Nawet nie wiesz jak się martwiłam!
- Musiałem załatwić parę spraw. - Złapał mój podbródek. 

środa, 30 kwietnia 2014

Rozdział 8

Siedziałam z Christian'em u mnie już dobre 2 godziny, cały czas znajdowaliśmy nowe tematy do rozmów, i powody do śmiechu. Tak, to własnie jest mój prawdziwy przyjaciel. 
Wie kiedy go potrzebuje, kiedy czuje pustkę w środku i chce być z kimś mi bliskim, chce się uśmiechnąć, zażartować, wygadać czy nawet poplotkować, on wie, 
chociaż nic nie mówię  i zawsze w odpowiednim momencie znajduje się koo mnie, tak jak teraz, leżymy na łóżku, patrząc się w sufit i rozmawiając, jak to się mówi,
o wszystkim i o niczym.  Kiedy nastała chwila ciszy, wstałam i podeszłam do biurka, i zaczęłam wyjmować książki.
- Co będziesz robiła? - zapytał mnie Chris.
- A odrobię lekcje, w końcu jutro do szkoły, a że ty tu jesteś to cię wykorzystam - mrugnęłam do chłopaka.
- Umm, a ciekawe tylko w jaki sposób - uśmiechnął się łobuzersko.
- W matematyczny, chemiczny i fizyczny - odpowiedziałam.
- Chemiczny mi pasuje, fizyczny też, ale z matematyką nie przesadzajmy - mrugnął.
- Idiota! - rzuciłam w niego zeszytem.
- No to ci nie pomogę - usiadł na łóżku po turecku, udając obrażonego dzieciaka.
- Przestań, i chodź tu do mnie, wiesz, że sobie nie poradzę.
- CHODŹ TU DO MNIE POCZUJ SIĘ SWOBODNIE OOOO - zaczął kręcić się po pokoju i to śpiewać.
- Wariat - zaczęłam się śmiać. Podszedł, wziął mnie za rękę i zaczęliśmy tańczyć, jak skończeni debile. 
- Oooo A w myślach Chodź tu do mnie, poczuj się swobodnie, przy mnie bądź, a przy mnie bądź. A teraz chodź tu do mnie, poczuj się swobodnie, przy mnie bądź, a przy mnie bądź Jeee!!! Jest już ciemno, ale wszystko jedno. Mam nadzieję, ale głupi jestem, że ją mam. Noc dojrzała, A ty jesteś słaby, to patrz, to patrz!! - śpiewał a ja tańczyłam razem z nim, coś w rodzaju szalonego tanga, śmiałam się i nie mogłam się opanować, a Chris razem ze mną, jednocześnie "Idealnie" śpiewając. 
- Dobra koniec - przestałam tańczyć  i rzuciłam się na łóżko, cały czas nie mogłam powstrzymać śmiechu. 
- Okeeej - krzyknął Chris i rzucił się na mnie.
- Prosiłam o koniec, a nie rzucanie się na mnie - powiedziałam zduszonym głosem.
- No faktycznie - zaczął się śmiać i usiadł na skraju łóżka.
- No - wstałam i się poprawiłam - to jak pomożesz? - usiadłam przy biurku.
- Zawsze do usług - mrugnął, wziął sobie pufę i usiadł koo mnie, tak zaczęliśmy lekcje.

***

Jest 18.00, Chris właśnie wyszedł, a ja siedzę sama w pokoju, i zastanawiam się nad tym, co chce zrobić. Dzwoniłam, pisałam już do Justin'a ale nie daje znaku życia, nie wiem co się stało, czemu nic nie powiedział i po prostu wtedy odszedł? Jak na razie emocje opanowały moje ciało. Sama nie wiem co robić. W końcu postanowiłam wyciągnąć mojego ukochanego>KLIK< z garażu  i się przejechać. Poszłam i przebrałam się w to>KLIK<. Wyciągnęłam motor z garażu, wsiadłam, założyłam kask >KLIK< i  zaczęłam jechać. 
Odjechałam, sama nie wiedząc gdzie, ale tak było dobrze. Tak zwyczajnie, co sprawiało, że tak pięknie, jechałam jak najdalej, uciekałam? Uciekałam, od pustki, która pojawiła się od momentu, kiedy Justin odszedł i się nie odzywa? Nie wiem co się z nim dzieje, co sprawia, że ogarnia mnie zarazem złość, troska, smutek, żal. Jadąc tak, czułam się taka wolna, rozkoszowałam się tą chwilą, uczucia kiedy jeżdżę są nie do opisania. Droga była pusta, żadnej żywej duszy. Jechałam już z dużą prędkością, jeszcze przyspieszyłam, i powoli zaczęłam stawać na tylnym kole. Poczułam się jeszcze bardziej wolna i jeszcze bardziej niezależna! Czułam, że mogę zupełnie wszystko! Kocham to uczucie. Emocję mną tak targnęły, że zaczęłam krzyczeć - Wohooo - ! Jechałam szybciej i szybciej. Skierowałam się w stronę toru, kiedy tam dotarłam zrobiłam kilka okrążeń, patrzyłam na mój tor z ogromnym natchnieniem. Kocham adrenalinę, która teraz skoczyła o całkowite 100%. Zaczęłam skakać przez różne przeszkody, jechałam najszybciej jak potrafiłam. Kiedy zaczęłam zwalniać, spostrzegłam, że jestem blisko rezerwy, udałam się na stacje benzynową, kiedy zaczęłam
wjeżdżać, spostrzegłam grupkę chłopaków, stali koo miejsca do którego się kierowałam.Kiedy byłam blisko gwałtownie zahamowałam, co spowodowało, że zrobiłam koło tylną oponą i obróciłam się tak, że mogłam spokojnie zsiąść i zacząć nalewać paliwa, stanęłam i powoli ściągnęłam kask, wypuściłam moje falowane włosy na powietrze. Postawiłam motor na "nóżkę" i zaczęłam lać paliwa, czułam wzroki chłopaków z tyłu na mnie, nie wiedziałam kim są ani co tu robią, tak późno, każdy miał na sobie czarną bluzę z kapturem, skierowałam się do kasy i zapłaciłam, po czym wróciłam do mojego Stunta, zobaczyłam ta samą grupkę chłopaków, którzy teraz go okrążyli i wlepiali swoje gały w moje cacko. 
- Przepraszam, mogę się dostać do swojego motoru? - zapytałam ironicznie.
- Jasne chodź laleczko - powiedział chłopak koo którego stałam, i lekko się odsunął. 
- Nie jestem żadną laleczką. - odpowiedział mu, nadal nie wiedziałam kim oni są, każdy miał ten cholerny kaptur. 
- Nie złość się tak piękna - powiedział następny.
- No właśnie, ja już wiem, że jestem piękna, a wy czemu zakrywacie twarze? 
- Bo tak trzeba kicia - mówił ten pierwszy.
- Zdejmij kaptur - rozkazałam.
- A co chcesz popodziwiać moją urodę?
- Może.
- A ty się nie boisz? Jest ciemno, nie ma za dużo ludzi, możemy zrobić z tobą co chcemy.
- Raczej się was nie boje. - wywróciłam oczami. 
- A powinnaś. 
- Dobra, nie zdejmujesz kaptura? Ja spadam, siema- już wsiadłam na motor, kiedy on ściągnął kaptur.
On? Co on tu robił? Prawda, dopiero niedawno go poznałam, nawet z nim za dużo nie rozmawiałam, ale nie pomyślałabym, że mogę go spotkać w nocy, na stacji benzynowej, z grupką, którzy razem popijali piwo. I te zdrobnienia, które mnie irytowały, a on to widział i robił specjalnie, nie pomyślałabym. 
- Ty? Co ty tu robisz....

piątek, 25 kwietnia 2014

Rozdział 7

Obudziłam się koo 10, Justin jeszcze spał, a ja już miałam dość tego leżenia, co za dużo to nie zdrowo.  Wstałam, wzięłam ubrania i poszłam do łazienki. Weszłam pod prysznic i odkręciłam wodę, po chwili rozkoszowałam się tą chwilą, kapiąca wodza spływała po moim ciele, ostatecznie spadając na podłoże wydawała przyjemny dla mych uszu dźwięk. Wzięłam miętowy szampon i brzoskwiniowy żel do mycia ciała, zaczęłam rozprowadzać delikatnie na włosy szampon, a każdą część mojego ciała umyłam dokładnie żelem, do moich nozdrzy doszedł błogi zapach, spłukałam wszystko delikatnie i wyszłam spod prysznica. Owinęłam się ręcznikiem i zaczęłam rozczesywać moje włosy, wysuszyłam je i zostawiłam, tak, że ułożyły się w delikatne fale. Nałożyłam makijaż, ubrałam ciuchy i gotowa >KLIK< skierowałam się w stronę kuchni. Tam nalałam sobie soku pomarańczowego i opierając się o blat, spokojnie piłam napój. Cały czas nurtowała mnie sytuacja z telefonem Justin'a, cały czas coś w nim grzebie, czasem nawet nie zwraca na mnie uwagi. Może pisze do ciotki lub matki bo za nimi tęskni? 
Albo jest uzależniony, po prostu od twitter'a, facebook'a, instagram'a, tumbrl'a? Albo po prostu grzebie w komórce żeby się czymś zająć, tak bez powodu, czy ja go tak nudzę żeby to robił? Może pisze do przyjaciół np. Chris'a? Marie, albo ona, smutek a zarazem złość mnie ogarnia, kiedy myślę, że Justin mógłby mnie zostawić i do niej wrócić, nie zdziwiłabym się kiedy to by się stało, ona jest zgrabna, piękna, otacza się mnóstwem przyjaciół, każdy chłopak chciałby ją mieć, może mu dać wszystko. A ja? Co ja mu mogę dać? Nudy? Tak, brzydka, nie za ładna, niezdecydowana, zamknięta w sobie, wstydliwa dziewczyna. Na pewno nie tego pragnie. Myśląc o tym, w moich oczach momentalnie pojawiły się łzy, zamknęłam powoli oczy i pozwoliłam swobodnie spłynąć łzą. Odłożyłam sok i powoli osunęłam się na podłogę. Usłyszałam kroki na górze szybko zerwałam się na równe nogi, wzięłam chusteczkę i starannie wytarłam łzy, poprawiłam makijaż i znowu stojąc, oparta o blat popijałam swój sok. W kuchni pojawił się Justin:
- Hej kochanie - powiedział swoim zachrypniętym głosem i cmoknął moje usta.
- Cześć - uśmiechnęłam się sztucznie - chcesz coś do jedzenia?
- Ciebie bym schrupał - puścił mi oczko.
- A tak na serio? - spojrzałam w jego brązowe oczy.
- A tak serio to mam wielką ochotę na naleśniki.
- Yhym, to idź sobie usiądź a ja ci zrobię.
- No przestań pomogę ci.
- Jak chcesz - zaczęłam wyjmować składniki, mikser, miskę i patelnie. 
Razem  Justin'em łączyliśmy składniki, wrzucając je do miski, kiedy on nagle obsypał mnie mąką, na co ja zareagowałam tym samym, zaczęła się bitwa, ja rzuciłam w niego jajkiem, on wysmarował mnie bitą śmietaną, ja wylałam na niego mleko. W pewnym momencie chciał odwdzięczyć się i także wylać na mnie szklankę mleka, ale się pośliznął i upadł, pociągnął mnie za rękę, tak, że upadłam z nim, wylądowałam na jego "brudnym" ciele. Śmiałam się razem z nim, aż w końcu złączył nas rozkoszny pocałunek, zatapiałam się w jego ustach, ta świadomość, że mam pod sobą najwspanialszą osobę pod słońcem, mam ją teraz na wyłączność, żyje dla niego, czuje tą miłość, którą mi daje, a wiedza, że w tej chwili nic nas nie rozdzieli bez naszej zgody, sprawia, że powoli wznoszę się w górę i jestem coraz bardziej szczęśliwa. 
Powoli oddaliłam się od Justina, razem z nim wstałam:
- Dupek z ciebie - powiedziałam nie mogąc powstrzymać śmiechu.
- Ale z ciebie złośnica - wytkał mi język.
- Spadaj DUPKU - wyminęłam go i klepnęłam go w tyłek po czym pobiegłam do łazienki, w której usłyszałam jego śmiech.
Znowu musiałam się wykąpać, tym razem wybrałam ten zestaw >KLIK<, wyszłam z łazienki a po mnie wszedł Justin. Ja zeszłam do kuchni i w czasie kiedy on się kąpał, ja posprzątałam po naszych "wybrykach". 
- Miley! - usłyszałam krzyk z łazienki.
- Co?
- Chodź tu do mnie!
-  Idę! - skierowałam się w stronę łazienki, kiedy tam doszłam, zobaczyłam prawdopodobnie nagiego Justin'a owiniętego ręcznikiem w pasie - co chciałeś?
- Jest problem, mam pobrudzone ubrania, no niestety nie mam tu żadnych ubrań, nie wiem, głupio mi prosić, ale no miałabyś coś dla mnie?
- Ymm, nie za bardzo, ale może jeszcze znajdę jakieś stare ubrania mojego brata, to ja idę  ci coś poszukać. 
Mój brat, nigdy o nim nie wspominałam, nazywa się Mike , 2lata temu wyjechał na studia i nie daje znaku życia, kiedyś do nas napisał, ale dobrze mu się żyje bez rodziny, każdy lubi samowolkę, a w szczególności on. Bardzo go kocham i wiem, że jeśli czegoś będę potrzebowała to mogę się do niego zgłosić. Weszłam do jego pokoju, zobaczyłam kilka jego zdjęć 1,>KLIK< 2,>KLIK<  3, >KLIK<  przypomniały mi się stare czasy i ten pokój >KLIK<  nic się tu nie zmieniło. Zaczęłam szukać ubrań. Znalazłam ten zestaw>KLIK<, wróciłam i wręczyłam chłopakowi ciuchy. Czekałam na Justin'a w salonie, teraz już czysta i z naleśnikami, kiedy przyszedł zjedliśmy, a następnie postanowiliśmy wybrać się na spacer. 

***

Szliśmy przez park, ścieżka była dość szeroka a wszędzie w około były różnego rodzaju drzewa, po bokach co parę metrów były postawione ławki, on obejmował mnie w pasie  a ja napawałam się chwilą, która jest ulotna, bo szczęście to chwilowa iluzja, czym prędzej czym później minie, a wszystko zniknie, i znowu wrócę do mojego codziennego życia. Podążaliśmy wolno przez piękny "ogród drzew", kiedy zobaczyłam Chris'a całkiem mnie sparaliżowało, oderwałam się od Justin'a, zaczęłam iść tak, że nie byłam już tak blisko jak wcześniej, spuściłam głowę, teraz już nie miałam go pod ręką, był dalej, nie było mi z tym dobrze chciałabym móc powiedzieć Chris'owi o nas, ale boje się, boje się jak zareaguje, co jeśli go strącę? Wtedy będę miała żal do Justina, i go też stracę, wszyscy się ode mnie odwrócą, zostanę sama, nie będę miała nikogo? 
- Hej Miley, siemka Justin.
- Cześć Christian - odpowiedzieliśmy równocześnie.
-Co tu robicie, Razem? - położył nacisk na ostatnie słowo.
- Wyszłam na spacer i spotkałam Justin'a - wyrwałam się i spojrzałam w stronę mojego chłopaka.
- Tak, tak właśnie było - przytaknął mi Justin.
- Yhym, a ja właśnie szedłem do ciebie Miley. 
- Do mnie a po co do mnie? 
- Chciałem zobaczyć czy już z tobą lepiej, wczoraj nie wyglądałaś dobrze.
- Tak, tak już wszystko - w tej chwili Jus'owi zadzwonił telefon, popatrzyłam się w jego stronę, a on odszedł i odebrał - wszystko dobrze - starałam się mówić dalej, ale cały czas miałam na oku Justin'a, kłócił się z kimś, mówił coś o jakiejś ważnej sprawie, nie wiem o co chodzi, ale starałam się to ignorować, chodź ciekawość brała górę.
- Na pewno? - spytał.
- Tak, oczywiście, że tak - cały czas byłam zainteresowana Jus'em, cały czas się kłócił, w końcu nerwowo się rozłączył i do nas podszedł.
- Ja muszę spadać, siema - rzucił i po prostu odszedł. 
Poczułam pustkę, bez niego nie ma mnie, przez chwile można tak bardzo przyzwyczaić się do czyjejś obecności. Postanowiliśmy z Chris'em, że przyjdzie do mnie. Kiedy weszliśmy do domu tata z Vanessą już byli, przywitałam się i poszłam z Christian'em do mojego pokoju.
_______________________________

Cześć wszystkim! 
Wróciłam, i nadal będę pisać bloga, po długiej przerwie, dość dużo osób do mnie pisało, 
czemu zawiesiłam i takie inne, prosili żebym wróciła, to było bardzo miłe.
Niestety przez problemy które wynikły nie mogłam, ale teraz już będzie inaczej. 
Nie chce już komentarzy, nie będzie wyznaczanej ilości, dostosuje się do pewnej rady i 
będę po prostu sprawdzała oglądalność. Mam jeszcze więcej zapału i energii do pisania. :D 
Mam nadzieje, że wam się podoba.
JEŻELI CHCECIE, ale TYLKO jeśli CHCECIE, zostawcie po sobie pamiątkę w komentarzu :D 
Pozdrawiam :*

sobota, 11 stycznia 2014

Rozdział 6

Gdy tylko weszłam podeszłam do szuflady w kuchni gdzie była apteczka i wyjęłam wszystkie leki.
- Czego tam szukasz? - zapytał mnie Justin.
- Jejku, tak mnie głowa napie - Justin na mnie popatrzał jak na idiotkę, i się lekko skrzywił - naaapieeeee, naprawdę mocno boli - poprawiłam się, naprawdę bolała mnie  głowa, nawet nie mam pojęcia czemu.
- Weź aspirynę, mi zawsze pomaga - Justin oparł się o blat i coś grzebał w komórce
- A mi nie - wytknęłam mu język - O jest! Ja zawsze biorę Apap, tak najlepszy lek i najszybciej działa, jak na mnie - popatrzałam się na Jusa i się uśmiechnęłam, taki kochany, jednak nie rozumiem co mu w tej chwili jest, nawet się na mnie nie patrzy, grzebie coś w telefonie i jest w niego tak zapatrzony, 
nawet ja tak nie mam. 
- Co tak patrzysz w ten telefon? - zapytałam połykając tabletkę.
- Nie, nie nic - odpowiedział dalej pisząc coś na telefonie, ale po chwili przerwał i go schował.
- Masz prze de mną jakieś tajemnice? Hmm? 
- Nie no co ty - podszedł i objął mnie w talii - ja przed tobą nigdy nie mam tajemnic, i  nie będę miał - pocałował mnie w policzek a ja się zarumieniłam.
- Uwielbiam jak się rumienisz - szepnął mi na ucho na co ja tylko zachichotałam.
Chwile jeszcze tak staliśmy a potem uznałam, że chciałabym się przespać, oczywiście powiedziałam to Justin'owi, na co on tylko żebym sobie pospała a on już pójdzie.
- Nie no co ty! Masz zostać.
- Ale Miley.
- Aj tam, masz zostać i koniec - puściłam mu oczko.
- Ahh, chyba nie wygram.
- No jasne że nie, ze mną nigdy - znowu wytkałam mu język.
- Zaraz cię ugryzę w ten jęzorek - powiedział i przyciągnął mnie do siebie.
- Bla, bla, bla, chodź już spać - po-gilgotałam go.
- Przykro mi mała, nie mam gilgotek - pocałował mnie.
Coraz bardziej wtapiałam się w jego usta, były takie ciepłe, pełne miłości. Po chwili poczułam jego język w swojej buzi, troszkę się speszyłam i niestety odsunęłam się od Justina na parę centymetrów, nie wiem czemu to zrobiłam, spanikowałam, JAKA JA JESTEM GŁUPIA! Czasem chcę czegoś ale robię co innego,
 tak wiem jestem dziwna, ale taka już moja natura, nie wiem co się ze mną czasami dzieje, 
taki przymuł ze mnie. Patrzałam w podłogę.
- Ej, coś nie tak? Przepraszam jeśli coś źle zrobiłem - podniósł mój podbródek i czule na mnie popatrzał, wpatrywałam się w jego piękne karmelowe oczy, były wspaniałe.
- Nie, nie, nic, znaczy ty nic. To chyba ze mną jest coś nie tak, eh - położyłam obie ręce na jego klatce piersiowej i lekko się przytuliłam.
- Ojej - objął mnie i głaskał po plecach, aż mnie ciarki przechodziły, znaczy one nie były takie że mi jest źle, raczej bardzo miło, przyjemnie, nie mam pojęcia jak nazwać to uczucie.
- Chodźmy już spać co? - popatrzałam na Justin'a 
- "Chodźmy" - powtórzył moje słowa - my razem? w jednym łóżku? 
- Ymm no tak.
- Wiesz to może się źle skończyć - przygryzł wargę.
- Eeem, znaczy co? Kopiesz jak spisz?
- Hahahahha, niee.
- Chrapiesz? - już mało co nie wybuchłam śmiechem bo wiedziałam o co Jus'owi chodziło.
- Ojj, nie drocz się ze mną.
- Zabierasz kołdrę? - zaczęłam się śmiać.
- Eh, chodź już spać.
Wzięłam Justin'a za rękę i zaprowadziłam do mojego pokoju, coś mi tam gadał, że ma w torbie zapasowe spodnie dresowe więc bd mu wygodnie. Gdy weszliśmy do pokoju, ja wyciągnęłam z szafy luźne ubrania i poszłam się przebrać a Jus'owi kazałam się rozgościć, on oczywiście nie protestował. Weszłam do łazienki i zaczęłam zmywać makijaż, trochę mi to zajęło, po wszystkim zaczęłam sprzątać to co nabrudziłam więc posprzątałam i zaczęłam się ubierać. Założyłam na siebie zwykły różowy T-shirt z dużym 
czarno szarym sercem na środku, do tego krótkie spodenki w czarno niebieskie paski, ubranie wyglądało mniej więcej tak >KLIK<. Upięłam moje włosy w niechlujnego koka i poszłam do Justin'a, siedział na łóżku po turecku i znowu grzebał coś w telefonie, nawet mnie nie zauważył. Byłam już trochę podirytowana tym jego telefonem, ale postanowiłam nie robić mu jakiś scen, przecież każdy może mieć telefon i jego używać, mam tylko nadzieje, że nie pisze z jakąś dziunią, co jak co ale jeżeli mam chłopaka to raczej nie chcę żeby pisał z jakimiś dziewczynami, znaczy przy mnie może i wgl. ale żeby z żadną nie flirtował, bo nie będę się okłamywać Justin jest mega przystojny, nie rozumiem czemu wybrał mnie skoro ma Marie, przecież ona jest 1000 razy lepsza i ładniejsza ode mnie. Właśnie! A może on pisze z Marie? Może chce do niej wrócić, jestem mu pewnie już nie potrzebna. NIE NIE NIE! Przecież gdyby tak było nie byłby tu teraz ze mną. Kurwa Miley! O czym ty  myślisz uspokój się i najlepiej to ogarnij bo już nie panujesz nad tymi myślami. Zawsze tak mam, że nie potrafię myśleć pozytywnie, zawsze przed oczami mam czarny scenariusz. Popatrzałam jeszcze raz na Justina, wyglądał tak seksownie, same szare dresy, bez koszulki >KLIK<. Tylko go schrupać.
- Hej, już jestem - w końcu się odezwałam.
- Mmm, nie wiedziałem, że moja dziewczyna ma takie śliczne nogi - schował szybko telefon i przygryzł wargę.
- Mmm, nie wiedziałam, że mój chłopak ma taką seksowną klatę - podeszłam do niego.
- Hahahahahahaha, nie wiedziałem, że znasz takie słowa.
- No najwyraźniej znam, a teraz idę spać - puściłam mu oczko i rozłożyłam się na łóżku, po chwili poszłam pod kołdrę a Justin za mną, Przytuliłam się do niego i 
nawet nie wiem kiedy zasnęłam. 

*OCZAMI JUSTINA*
- Hahahahahahaha, nie wiedziałem, że znasz takie słowa - odpowiedziałem jej, rozśmieszyło mnie to jej sformułowanie, że moja klata jest seksowna. 
- No najwyraźniej znam, a teraz idę spać - zwróciła się do mnie i rozłożyła się na łóżku, po chwili okryła się kołdrą, a ja z nią. 
Ułożyłem się wygodnie na łóżku a Miley, przytuliła się i zaczęła zasypiać. Ja nie byłem jakoś szczególnie śpiący, raczej zmęczony po treningu. Patrzałem na nią, moja miłość, moje oczko w głowie, takie kochane, śliczne i słodkie, ideał którego od dawna szukałem, podobno nikt nie jest idealny ale ona jest wyjątkiem. Przy niej czuje się inaczej, do tej pory zawsze bawiłem się dziewczynami, taka chwilowa zabawa, a potem je po prostu olewałem, panienki na jedną noc, takie lubiłem. Bycie z Miley zmienia mnie, zawsze sobie dokuczaliśmy, nienawidziliśmy siebie, kto by pomyślał, że zakocham się w niej do szaleństwa. 
Powoli zaczęłem zasypiać. 

***

*OCZAMI MILEY*
Obudziłam się, pierwsze co zrobiłam to spojrzałam na Jus'a, nadal spał, taki słodki, już nie byłam do niego przytulona, spał na boku, tak jak ja, podniosłam się cichutko i popatrzyłam na godzinę, było coś po 23, dość długo spałam. Poszłam po cichu do kuchni, gdy już tam byłam, wzięłam szklankę i nalałam sobie soku pomarańczowego, tak zdecydowanie to mój ulubiony napój, wypiłam całą szklankę i oblizałam usta językiem. Nie chciałam budzić Justin'a więc nalałam sobie ponownie soku i poszłam do salonu >KLIK<,
włączyłam telewizję, przeskakiwałam z kanału na kanał, aż w końcu zatrzymałam się na Vivie leciał jakiś lipny film, zwany też horrorem, był jeden problem, nie był on w ogóle straszny. 
Zgłodniałam, postanowiłam zamówić pizze z Mafii, wspaniała pizzeria, całodobowa, zawsze jak jestem głodna coś stamtąd zamawiam, aż mi ślinka leci. Wzięłam telefon i zadzwoniłam, zamówiłam dużą Casanostre z różnymi sosami. Mam nadzieję, że Justin lubi takie jedzenie, w końcu kto nie lubi pizzy. Na pewno lubi, na myśl o nim od razu pojawił się uśmiech na mojej twarzy. Cały czas oglądałam film czekając na pizze. Jakieś 30min po moim telefonie, zadzwonił dzwonek do drzwi, szybko podbiegłam i 
otworzyłam je.
- Dobry wieczór. Czy zamawiała pani dużą Casanostre z 5 rodzajami sosów? 
- Tak, to ja - zaśmiałam się, przed drzwiami z pizzą stał Niall, ubrany był w zielony T-shirt z napisem FREE HUGS i kremowe rurki >KLIK<, uśmiech jak zawsze miał
wymalowany na twarzy - Niall dzięki za pizze, nie wiedziałam, że pracujesz jako dostawca.
- Ja se tylko dorabiam - zaśmiał się.
- Yhym, to jak ile płace?
- 50zł - podał mi pizze a ja mu wręczyłam pieniądze.
- A patrz co ja tu mam - odezwał się Niall i wskazał na swoją koszulkę - FREE HUGS, to jak? 
- Ale na pewno nie będę musiała płacić? - zaśmiałam się i odłożyłam pizze na szufladę.
- Taaaak - przeciągnął - na 1000%!
- To chodź tu - przytuliłam go a on mnie.
- No, ale było miło, ale się skończyło bo muszę lecieć do pracy - oznajmił.
- No dobrze to pa - pomachałam mu.
- Miłego wieczoru, a raczej już nocy - powiedział i odszedł.
Zamknęłam drzwi, wzięłam "moją kolację" i poszłam do salonu., ponownie rozsiadłam się na kanapie, wzięłam kawałek pizzy a resztę odłożyłam na ławę. Oglądałam ten beznadziejny horror, który mnie nie interesował ale go oglądałam, tak wiem dziwne, bo po co oglądać coś co nas nie kręci. No ale ja już tak mam, a zresztą nie było nic innego w TV. 

*OCZAMI JUSTINA*
Chciałem się do niej przytulić, błądziłem rękami po łóżku, ale nigdzie jej nie było, obudziłem się i zacząłem się rozglądać. Nigdzie jej nie było, wyszedłem z łóżka i zszedłem na dół, zobaczyłem, że w salonie świeci się telewizor, więc tam poszedłem, zobaczyłem ją, oglądała coś w TV, byłem za nią, a to wredota, ma pizze
i mnie nie obudziła, przecież ja uwielbiam pizze! Wiem, wystraszę ją. Podszedłem po cichu do kanapy, byłem tuż za jej plecami.
- BUUUUU! - rzuciłem się na nią.
- AAAAAAAAA - uciekła na drugą kanapę, a ja spadłem na ziemie i tam leżałem.
- HAHAHAHAHAHHAHAHA - zacząłem się śmieć bez opanowania.
- Idiota! - wrzasnęła - Jezuu, wiesz jak się wystraszyłam, mogłam zawału dostać!
- Ja-ja-ja-ja - nie mogłem się wysłowić bo cały czas się śmiałem - jaaasne hahahaha.
- Tak cię to śmieszy? Serio? - podeszła do mnie.
- No a myślisz, że nie? Widziałaś swoją minę? Hahahahaha - podniosłem się.
- W takim razie, nie będziesz jadł pizzy - zabrała jedzenie i usiadła na kanapie.
- Mileeey, kochanie. Nie możesz.
- Mogę - wytknęła mi język.
- Wiesz, jak nie będę jeść to umrę z głodu, i mnie nie będzie - zrobiłem minę smutnego pieska.
- Bez jedzenia wytrzymasz około 2 tygodni, więc spokojnie - ugryzła kawałek pizzy, mmm aż mi ślinka cieknie, do tego ten burczący żołądek! Cholera! Jestem mega głodny.
- Miley, kochanie moje, słoneczko, najśliczniejsza dziewczyno pod słońcem, bardzo cię przepraszam - usiadłem koo niej.
- A pff teraz to sobie możesz - odepchnęła mnie.
- No ej, Miley - byłem już trochę podirytowany tą sytuacją.
Miley leniwie odłożyła pizze i usiadła na mnie okrakiem.
- Posłuchaj mnie kochany, zrobiłeś coś bardzo złego.
- Ale co ja takiego zrobiłem? - zupełnie nie wiem o co jej chodzi.
- Za bardzo mnie w sobie rozkochałeś, teraz nie potrafię ci nie wybaczyć.
- Kocham cię - lekko ją do siebie przyciągnąłem i pocałowałem.
- Ja ciebie też - po chwili odsunęła się i wypowiedziała te słowa
- No to jak? Dasz mi pizze?
- Nie. Hahahahah - zaczęła się śmiać i siadła na kanapie po czym znowu wzięła pizze.
- Miley no daj.
-Nie dam, ja cię nią będę karmić - znowu zaczęła się śmiać
- No chyba coś cię walło, umiem sam jeść!
-Chcesz pizze czy nie? - wzięła kawałek jedzenia.
- No chce.
- No to otwieraj buźkę kochanie - zaczęła mi podawać pizze. 
Robiła tak z trzy razy, aż w końcu jej się znudziło i dała mi pizze. 

*OCZAMI MILEY* 
Bawiło mnie takie karmienie Jus'a ale mi się znudziło. Byłam już wgl. znudzona, do tego nie było nic w TV.
Postanowiłam  z Justin'em, że pójdziemy znowu spać. 
- Ale z nas śpiochy - powiedziałam do Jus'a.
- PRZEŚPIJMY CAŁE ŻYCIE! - krzyknął.
- Ja się zgadzam, ale jeden warunek. 
- Jaki? - spytał.
- Tylko z tobą.
- W takim razie idziemy spać - cmoknął mnie w usta. 
Wróciliśmy do mojego pokoju i ponownie położyliśmy się. Po chwili już spaliśmy.
____________________________________________________
Heej! Przepraszam was za tak długą nieobecność, ale się poprawie.
:) A teraz znowu, 20 kom = NOWY ROZDZIAŁ :)

poniedziałek, 25 listopada 2013

Informacja

Cześć kochani. Jestem bardzo wdzięczna, że czytacie to co pisze. Miło mi widzieć komentarze typu "Przepięknie !" lub "Kocham <3". Komentarze naprawdę motywują . Albo jak się dopytujecie kiedy następny rozdział, wtedy to już wgl. mam zaciesz bo wiem, że czytacie i że was to interesuje. To były podziękowania a teraz to co chce wam przekazać, nie mam pojęcia kiedy będzie kolejny rozdział. Mam bardzo trudny okres w życiu, i ciężko jest mi pisać, na dodatek jestem chora i cały dzień albo leże w łóżku albo śpię więc proszę, bądźcie cierpliwi. Spróbuję wykorzystać czas kiedy będę dobrze się czuła i będę próbowała napisać kolejny rozdział. Kocham was.

niedziela, 10 listopada 2013

Rozdział 5

Gdy weszliśmy na sale ja usiadłam na trybunach, a Justin poszedł się przebrać do szatni. Siedziałam i rozmyślałam o tym co się przed chwilą stało, to wszystko działo się tak szybko.
Nie wiem może źle robię? Nie! Na pewno nie! On mnie przecież kocha, powiedział mi to, a ja wierze w jego słowa, przecież ja też go kocham, tak? No tak, a więc nie powinnam nawet o tym myśleć, raczej powinnam marzyć o tym jak będzie pięknie gdzieś tam w przyszłości, ja, on, dzieci, wielki dom z pięknym ogrodem, siedzimy razem i bawimy się z naszymi szkrabami, śmiesznie brzmi nawet jak o tym myślę, ale może jednak kiedyś tak będzie, tak jak już wcześniej myślałam, czas pokaże.
Siedziałam i patrzałam się na.... na nic, w jeden punkt na ścianie, nie miałam na co się patrzeć, póki nie było tam Justin'a, w końcu zobaczyłam mojego ukochanego wyszedł z szatni i podbiegł do chłopaków z drużyny, oni już zaczęli wcześniej grać, więc trener powrzeszczał trochę na Bieber'a i za karę kazał mu najpierw przebiec 5 okrążeń wokół sali, męczarnia, ja bym była, mówiąc szczerze, spocona jak świnia, a on po prostu dość, że biegł sprintem to prawie w ogóle się nie spocił, jedno wielkie ŁAŁ.
Gdy zaczęli grę, teraz już razem, włącznie z Justin'em, patrzałam się co robią, jakie ruchy i takie tam.
Justin co jakiś czas mi machał, a ja mu odmachiwałam, Chris patrzał na to z niedowierzaniem, jestem ciekawa jak to przyjmie gdy się o nas dowie, trochę się tego boje.
Nagle poczułam czyjąś dłoń na moim ramieniu, popatrzałam kto to i ujrzałam Selenę:
- Cześć kochanie - usiadła i przytuliła mnie na powitanie.
- Hej, co ty tu robisz? - także ją przytuliłam.
- No jak to co? Przecież Chaz tu gra, to jestem.
- Aaaa, no tak, przecież to twój chłopak, zapomniałam.
- No wiesz co? Jak mogłaś? - zaśmiała się - A ty co? Z kim chodzisz, że tu jesteś?
- A czy ja muszę z kimś chodzić żeby tu być?
- Przeważnie jest tak, że chłopcy zapraszają tu tyko swoje dziewczyny.
- No to tak, mam chłopaka.
- Ojejku, Mileyyy. Kto to? Znaczy, który to? - rozpędziła się.
- Spokojnie. Dowiesz się w swoim czasie.
- Ajjj, nie wytrzymam no - pisnęła - gadaaaaj.
- Chris mnie tu zaprosił, ale no wiesz, przed chwilą, dosłownie. Zaczęłam być z Justin'em.
- Co? - zaniemówiła, a na jej twarzy widać było rozczarowanie.
- No to. A co ty se myślałaś? Że z kim ja jestem?
- Nie, nie. Z nikim, po prostu się nie spodziewałam, wy zawsze tacy narwani, wkurzeni na siebie a tu nagle takie coś.
- Ale nie mów nikomu, okej?
- Co czemu?
- Na razie nie chce żeby ktoś wiedział.
- Czemu?
- Nie dopytuj, po prostu nie mów nikomu.
- Aha, no dobra.
Ładnie wyglądasz >KLIK< - chciałam rozluźnić atmosferę komplementem.
- Ty też - uśmiechnęła się sztywno.
Nic się nie odezwałam, zastanawiało mnie to czemu Sel zrobiła się taka dziwna jak jej powiedziałam o moim związku z Justin'em, nie wiem co jej odbiło, ale mnie to zmartwiło, może jest na mnie zła? Albo coś takiego.
Wszystko mijało spokojnie, ja z moja przyjaciółką śmiałyśmy się, chłopaki grali, przy okazji poznałam parę nowych dziewczyn Danielle Peazer >KLIK< dziewczyna Liam'a, Kara Rose >KLIK< dziewczyna Harr'ego, Eleanor Calder >KLIK< dziewczyna Louis'a i Perrie Edwards >KLIK< dziewczyna Zayn'a,
bardzo miłe, widać, że są w porządku. W całej drużynie dziewczyn nie mieli tylko Chris i Niall.

***

Gdy chłopaki już skończyli a wszyscy wrócili na salę przebrani w stroje codzienne, poszłam do szatni do Justin'a, na szczęście był tylko on. Wszyscy inni byli na sali i rozmawiali ze sobą. Weszłam do pomieszczenia w którym przebierał się Bieber, zobaczyłam go w samych bokserkach więc natychmiast się odwróciłam:
- Przepraszam ja nie powinnam - stałam tak bez ruchu i czekałam aż coś powie.
- Nie, no spoko. Nic się nie stało - szybko naciągnął swoje czarne rurki na nogi - już możesz się odwrócić.
- Wiesz Justin, nie spodziewałam się, że będziesz paradować przede mną w samych gaciach - odwróciłam się do niego i zaśmiałam, popatrzałam na Jus'a i puściłam mu oczko.
- Teraz taka mądra - mówił zapinając swój rozporek - a jak ty chodziłaś w samym ręczniku to ja nic nie mówiłem.
- Tak, tak nic nie mówiłeś - Justin popatrzał się na mnie, usiadł na ławce i zaczął ubierać buty, pomyślałam, że miło by było gdybym mu usiadła na kolanach, więc to zrobiłam, wzięłam jego ręce w swoje i usiadłam bokiem na nim, a on objął mnie w talii.
- Mmmm, kochana jesteś wiesz? - pocałował mnie delikatnie w ramię.
- Dziękuje - pogłaskałam go po poliku.
- Miley, mam do ciebie sprawę.
- Słucham cię?
- Jesteśmy już parą tak?
- Tak.. Ale do czego zmierzasz?
- Zmierzam do tego, że noo. Dla ciebie może być to trudne, bo ty i Chris jesteście przyjaciółmi, ale ja bym nie chciał żeby on się do ciebie aż tak tulił, całował i w ogóle. W końcu jesteś moją dziewczyną i nie chciałbym żeby to się zmieniło, i nie chciałbym żebyśmy się kłócili.
- Justin, ja wiem. My jesteśmy przyjaciółmi ale przyznam, Christian czasem aż za bardzo się do mnie tak jak to ująłeś tuli. Czasem mnie to trochę drażni, ale to jest mój można powiedzieć, że brat więc nie zwracam mu na to uwagi, wiem, że to co robi nie znaczy nic wielkiego, więc nie musisz być zazdrosny.
- Jednak wolałbym żeby to się troszkę zmieniło.
- Obiecuje ci - położyłam swoje czoło na jego - że będę starać się zwracać na to uwagę.
- A ja obiecuje ci - musnął moje usta - że zawsze będę cię kochać.
- Słodki jesteś.
- Aww - przygryzł  usta - tak samo jak ty.
- Dobra, koniec tych czułości, ubieraj się i idziemy na salę - wstałam i podałam mu koszulkę.
- Nieeee, czemu mi to robisz? Było tak świetnie.
- Wstawaj powiedziałam - udawałam stanowczą.
- No dobra złośnico - założył na siebie koszulkę i podszedł do mnie - Jeszcze jedno pytanie - złapał moją rękę - kiedy inni się o nas dowiedzą?
- Justin nie wiem. Nie wiem jak to przyjmą.
- Proszę, ja nie chce się ukrywać z tym związkiem - nadal trzymał moją rękę.
Patrzał na mnie tak prosząco, a ja miałam jeden wieki dylemat. Selena zareagowała dość dziwnie jak jej powiedziałam, a Chris to pewnie był by jeszcze bardziej oszołomiony niż Sel, ale i tak w końcu się dowiedzą więc po co ukrywać? I co ja teraz mam zrobić? Serce i rozum toczą wojnę w moim ciele.
Z jednej strony kocham moich przyjaciół i nie powinnam ich okłamywać ale z drugiej strony łatwiej by im było gdyby nie wiedzieli.
- Miley halo, jesteś tu jeszcze? - wybudził mnie z zamyśleń Jus machając mi ręką przed nosem.
- Tak, tak jestem.
- Możemy - westchnął - jeszcze trochę poczekać, ale Miley nie wieczność proszę.
- Dobrze, kiedy będę gotowa to im powiem, jeszcze trochę czasu.
- Yhym - przytulił mnie mocno.
- Chodźmy już.
Justin spakował wszystkie swoje rzeczy do torby, podszedł do mnie, objął mnie w pasie i wyszliśmy z szatni. Chcieliśmy wejść na salę ale wszyscy już się stamtąd zwinęli i żegnali się na korytarzu, zaczęliśmy iść w stronę grupki znajomych, gdy byliśmy blisko zdjęłam rękę Jus'a z mojej talii.
- Nareszcie jesteś Miley! - krzyknął Chris i podbiegł do mnie - chodź ktoś bardzo chce cię poznać - wziął mnie za rękę i zaczął biec w stronę młodzieży.
Przyprowadził do mnie jakiegoś chłopaka.
- Miley to jest Niall, Niall to Miley.
- Cześć - uśmiechnął się chłopak
- Hej - odwzajemniłam uśmiech
- Ja muszę gdzieś iść zaraz wracam - powiedział Chris i  gdy odchodził szepnął mi na ucho coś w stylu "Jest nieśmiały pogadaj z nim trochę".
- A więc to ty chciałeś mnie tak bardzo poznać?
- Można tak powiedzieć, słyszałem od Christiana, że jesteś extra, więc sprawdzam czy to prawda - zaśmiał się.
- No wiesz nie chce się chwalić, ale dużo osób mi mówi, że jestem extra.
- Ooo, no proszę fajnie wiedzieć - obydwoje wybuchnęliśmy śmiechem.
Niall był bardzo fajny, po paru minutach rozmowy wydawał się jeszcze lepszy niż przedtem. W pewnej chwili podszedł do nas Justin.
- A co tu tak wesoło? - szturchnął mnie lekko w ramie, tak, że nikt nie widział.
- A nic tak sobie gadamy - odpowiedział mu Niall.
- Yhym, nic szczególnego. Tylko obgadujemy ciągle takiego jednego chłopaka - skłamałam.
- Ooo a jakiego? - spytał zaciekawiony Jus.
- Taki kapitan drużyny, który rozstawia wszystkich po kątach w czasie gry, brązowe włosy, czerwone rurki, czarna bluzka, czarna katana, chyba ma na nazwisko Bieber - powiedziałam udając znudzoną, ale miałam ochotę parsknąć śmiechem.
- Nie ładnie tak obgadywać, takiego wspaniałego chłopaka jak ten Bieber - w nawet nie jednej sekundzie ja i Niall zaczęliśmy się śmiać tak głośno, że wszyscy do nas podeszli i patrzeli na nas jak na dziwaków.
- A wam co odbiło? - spytał Chaz.
- On, on hahahah on, nie no nie mogę - cały czas pokazywałam palcem na Jusa i śmiałam się jak opętana opierając się o niego.
- Dobra nie ważne - odezwał się Niall próbując opanować śmiech.
- Spoczko, my już lecimy. Niall, wracasz z nami? - spytał Zayn chłopaka.
- Tak, już idę. Pa Miley - pożegnał się.
- Cześć wszystkim.
Została tylko nasza piątka a mianowicie, ja, Justin, Sel, Chaz i Chris.
- Chris daj kluczyki nie chce mi się tu być cały dzień.
- Dobra masz - podał mi kluczyki - tylko nie odjeżdżaj, ja tu jeszcze chwile pobędę z Chaz'em, Sel i Jus'em.
- Dzięki, pa kochani - szłam wolnym krokiem do samochodu.
- Ja też pójdę do samochodu, pa - usłyszałam głos Justina.
- Miley czekaj - podbiegł do mnie.
- Yhym, i tak już jesteś przy mnie.
- Kocham cię - pocałował mnie w ramię.
- Justin nie tutaj, jeszcze nas zobaczą.
- Niech widzą, przynajmniej szybciej się dowiedzą - burknął.
- Justin! Rozmawialiśmy już na ten temat.
- Tak, wiem.
- To po co drążysz temat?
- Bo nie chce ich okłamywać, jednak to moi przyjaciele.
- Moi też - otworzyłam samochód i wsiadłam, Bieber zrobił to samo, siedzieliśmy tak jak wcześniej, ja bawiłam się kluczykami a on na mnie patrzył, tak słodko patrzył.
- Ja ciebie też - przysnęłam się do niego i przytuliłam.
- Co ty mnie też?
- Powiedziałeś na korytarzu, że mnie kochasz, a ja ciebie też kocham.
- Wiem. Pocałował mnie w czoło.
Siedzieliśmy tak przytuleni do siebie przez jakąś chwilę, potem zobaczyłam Chris'a idącego w naszą stronę, więc z niechęcią odsunęłam się od mojego chłopaka, chciałam nadal pozostać w jego ciepłych, pełnych miłości ramionach, które mnie wcześniej obejmowały. Christian wszedł do samochodu a ja oddałam mu kluczyki. Ruszyliśmy. 

***

Podjechaliśmy pod dom przyjaciela. 
- Nareszcie domek - powiedział Chris i wysiadł.
Ja i Jus także wysiedliśmy z auta i podeszliśmy do Christiana.
- To jak idziecie do mnie?
- Przepraszam, ale ja nie idę, głowa mnie boli i jestem zmęczona - powiedziałam.
- Jejku, szkoda. Ale jak cię coś boli to idź do domu, niech twój tata da ci tabletkę albo coś.
- Po pierwsze nie jestem małym dzieckiem żeby tatuś się mną opiekował, a po drugie to go nie ma.
- Ejj, nie denerwuj się.
- Ja wcale się nie denerwuje.
- Nie wcale. 
- Przestań Chris.
- Podwieźć cię do domu?
- Nie dzięki, dam rade. Zresztą chyba Justin idzie ze mną, bo w tą samą stronę. Idziesz? - popatrzałam się na Bieber'a.
- Ta, idę z tobą.
- Dobra, to ja już spadam, pa Chris - przytuliłam się do niego i odeszłam, Jus też się pożegnał i szedł ze mną.
Chwilę szliśmy w ciszy, w końcu Justin zaczął:
- Faktycznie trochę źle wyglądasz. 
- Wiem, pewnie będę chora, zimno mi. 
- Chodź tu do mnie - objął mnie ręką a ja dałam mu buziaka. 
- Jeszcze tylko troszkę i do domku. 
- Tak, jeszcze chwilka, nawet już widać. 
- Nareszcie.
Gdy byliśmy już przy moich drzwiach zapytałam się:
- Idziesz do mnie?
- Nie, raczej nie - podrapał się po głowie.
- Proszę. Nie chce być tam sama. 
- Jak to sama? 
- Tata i siostra pojechali do babci. Jestem sama. Chodź.
- No dobrze, dla ciebie wszystko - cmoknął mnie w usta i weszliśmy. 
________________________________
20 komentarzy = kolejny rozdział.
Mam nadziej, że się podoba :)

niedziela, 3 listopada 2013

Rozdział 4

Staliśmy tak przytuleni do siebie a deszcz swobodnie spadał na nas z nieba. Nie czułam tego, czułam się przy nim wspaniale, w jego ramionach tak bezpiecznie.
Nie myślałam wtedy, to był impuls. Nienawidziłam go, ale nagle wszystko odeszło, nie mam pojęcia czemu, wiedziałam, że w głębi duszy darze go jakimś ciepłym uczuciem, że po prostu jestem w nim zakochana. Może jak myślałam, że go nienawidzę to była zazdrość? Zazdrość z powodu, że inne dziewczyny go mają, a ja nie? Ale przecież miałam okazje z nim być, lecz odmówiłam. Nie mam pojęcia. Myślałam o tym wszystkim gdy nagle Justin odezwał się:
- Miley, ja nie rozumiem, przecież ty mnie nie lubisz, mówiłaś, że mnie nienawidzisz.. Ja już nie wiem.
- Cii, nie psuj tak pięknej chwili - powiedziałam przytulona do jego ramienia.
Czułam jak się uśmiecha, jedyne co zrobił to pocałował mnie w czoło i przytulił mnie jeszcze mocniej.
- Wiesz, chyba jednak musimy popsuć tą chwilę - powiedziałam.
- Czemu?
- Bo wiesz jakby była ładna pogoda, to nie mam nic przeciwko, ale pada deszcz i robi mi się zimno.
- Haha. No dobra to leć już do domku - Odsunął, się trochę ode mnie i pogłaskał mnie po poliku.
- Justin, ja przepraszam chyba nie powinnam - schowałam twarz w ręce.
- Ejj - ujął moje dłonie i podniósł mój podbródek, patrzał mi głęboko w oczy i po chwili mówił dalej - Nic się nie stało, naprawdę.
- Ale ja ci tak potrafiłam nieraz nawtykać, nie masz tego za złe, mi? - wyjąkałam.
- Nie no co ty. Najwyraźniej jesteś trochę niezdecydowaną osóbką, ale za to wspaniałą - uśmiechnął się do mnie.
- Z tym niezdecydowaniem to masz racje.
- Ano widzisz. Już, leć do domu jesteś cała przemoknięta, a nie chce żebyś się rozchorowała przeze mnie 
Chciałam już odejść ale tak bez pożegnania to nie wypada, nie? Więc podeszłam bliżej a Justin tylko dał mi całusa i jeszcze raz przytulił.
- No już teraz możesz iść do domu - odsunął się trochę.
- Yhymmm, paaa - wpatrywałam się w niego.
- No idź już.
- Odprowadzisz mnie? - zapytałam.
- Miley będziesz chora.
- Odprowadź mnie proszę - zrobiłam minkę jak dziecko, które chce lizaka, a on się tylko uśmiechnął.
- Okej, jeżeli tego chcesz - wziął mnie na ręce i zaczął iść w stronę drzwi wejściowych.
Tego się nie spodziewałam, ale cóż. Trzymałam się jego szyi i wpatrywałam się w niego jak w obrazek. Gdy doszedł do drzwi, zeszłam z jego rąk. 
- Jesteśmy - odezwał się ale ja stałam przed nim i się nie odzywałam - Co jest? - spytał.
- Czekam.
- Ale na co? - nie wiedział o co chodzi.
- Na buziaka - był troszkę, nawet bardzo zdziwiony, ale pocałował mnie w polik - noo, teraz mogę iść - uśmiechnęłam się.
- Yhym, No to miłej nocy, papa - pożegnał się i odszedł.
Gdy już otworzyłam drzwi, po cichutku weszłam do domu. Poszłam do mojego pokoju i rozłożyłam się na łóżku. Chwile tak leżałam ale niedługo po tym musiałam wstać, podeszłam do szafy wyjęłam z niej piżamę >KLIK< poszłam do łazienki wykąpać się, gdy już tam byłam wzięłam szybki prysznic, przebrałam się i wróciłam do pokoju. Kiedy tam weszłam zobaczyłam mój dzwoniący telefon, odebrałam i usłyszałam najprzyjemniejszy głos:
- I jak doszłaś już? - zapytał Chris z zdenerwowaniem
- Tak, tak. Jestem w domu. 
- Uff - odetchnął z ulgą.
- A czemu dzwonisz?
- Ymm, pomyślmy, dzwoniłem z 10 razy a ty nie odebrałaś... Myślałem, że ci się coś stało. 
- Aaa, sory. Nie słyszałam telefonu. 
- Ale jak to? 
- Tak to. Miałam telefon w torebce, a przecież byłam na dworze więc nie słyszałam.
- Powiedzmy, że ci wierzę. 
- Yhym, chcesz coś jeszcze?
- A właściwie to tak.
- No to dawaj.
- Bo jutro mamy trening siatkówki, wiesz w następną sobotę mamy mecz, przyszłabyś na trening? Potem byśmy się gdzieś spotkali albo coś.
- A kto jeszcze tam będzie?
- Pewnie dziewczyny chłopaków z drużyny.
- A jakich macie chłopaków w drużynie?
- No jest tam Somers, Payne, Styles, Tomlinson, Malik, Horan, ja i Bieber - gdy usłyszałam ostatnie nazwisko momentalnie po moim ciele przeszły ciarki.
- Ooo, a macie tam jeszcze jakieś ciacha?
- No tak, przecież ja tam będę.
- Ale ty skromny Beadles.
- Cyrus, to jak wpadasz?
- A wiesz co? Przyjdę, tylko o której?
- O 13.00 ale o 12.30 możesz być u mnie. 
- Ale po co?
- Wiesz pogadamy pośmiejemy się i wyjdziemy, na 13.00 musimy tam być.
- Okej, to się widzimy jutro.
- A może po ciebie przyjść Bieber? To razem do mnie wpadniecie, macie po drodze.
- Nie no spoko.
- Na pewno, nie masz nic przeciwko?
- No nie mam.
- No dobra to widzimy się jutro. 
- Tak, tak.
- Ejj, tylko wstań śpiochu. 
- Wiem.
- Spoczko... Foczko.
- HAHAHAHA - zaczęłam się śmiać.
- Dobra ja idę spać paa, miłych snów. 
- Nawzajem - rozłączyłam się.
Wzięłam laptopa i ponownie walnęłam się na łóżko. Weszłam na Twittera i zamieściłam tweet o tym jak mi się podobał dzisiejszy dzień. Posprawdzałam wszystkie moje konta jakie miałam i odłożyłam laptopa na biurko. Znowu się położyłam na łóżko i zaczęłam myśleć, Justin był taki wspaniały, wydawał mi się jakby to był ideał chłopaka jaki chciałabym mieć. Ale przecież ja na niego nie zasługuje, to jest nienormalne. Nawet jeżeli coś do niego czuje to na pewno nie miłość, a może jednak? Nie wiem sama. Przecież on ma dziewczynę, zawsze byłam dla niego dziwaczką wiec czemu teraz miałoby się to zmienić? A może on mnie oszukuje? Może chce się mną tylko zabawić i zostawić? Mam mętlik w głowie, nie mam pojęcia, może jednak powinnam raz pomyśleć pozytywnie, raz komuś naprawdę zaufać? Zaufać chłopakowi, którego nienawidzę albo też nienawidziłam,  przecież podobno największy wróg, może stać się twoim największym przyjacielem, czy to prawda? Myślę, że warto by się było przekonać. Nic nie będę rozbić w związku z tym, mam nadzieje, że czas pokaże. Okryłam się kołdrą i zasnęłam.

'- Hahahha Justin przestań.
- Cii, kochanie będzie fajnie. 
- Wrzucanie mnie do basenu wcale nie jest fajne.
- Przecież wlecę z tobą.
- Okej ale tylko ty, ja i basen.
Pocałowałam mojego ukochanego, a on oddał pocałunek. Justin szedł dalej aż w końcu wpadliśmy razem do basenu. W końcu wynurzyłam się z wody, ale nigdzie go nie widziałam, szukałam ale na próżno. Nigdzie go nie było. Zaczęłam krzyczeć:
-JUSTIN! KOCHANIE! WRÓĆ DO MNIE PROSZĘ! 
Wyszłam z wody i patrzałam się gdzie on może być, nadal krzyczałam, zaczęłam płakać. Nagle go zobaczyłam otarłam łzy i rzuciłam się w wodę. Kiedy byłam przy nim okazało się, że to jego zwłoki. Ponownie zaczęłam krzyczeć miałam strach w oczach, płakałam tak strasznie płakałam...'

Nagle obudził mnie dzwoniący telefon, przebudziłam się cała zapłakana i spocona.
- Halo? - spytałam z przerażeniem.
- Miley, coś się stało? - spytał Chris
- Nie, nie, nic - usiadłam po turecku i otarłam łzy.
- Słysze, co się stało? Mi możesz powiedzieć.
- Miałam okropny sen.
- To wszystko tłumaczy. Uspokój się kochana i nie myśl o tym, to tylko sen. 
- Taa, wiem.
- Wstawaj już, niedługo jesteś u mnie.
- A która godzina? 
- 11.00
- I co mnie budzisz tak wcześnie?
- Znam cię już trochę i wiem, że ty się zbierasz bardzo długo więc wole cię obudzić wcześniej.
- No tak. Dobra ja się zbieram pa.
- Widzimy się później słonko. Pa - rozłączył się.
Nadal miałam przed oczami mój sen. Powoli się uspokajałam. Gdy już wszystko było okej zeszłam na dół. Myślałam, że ktoś będzie w domu, ale nie było nikogo, jak weszłam do kuchni zobaczyłam kartkę wiszącą na lodówce, pisało na niej to:
"Miley ja z Vanessą pojechaliśmy do babci, więc nie będzie nas do Niedzieli, proszę nie rób nic niestosownego, mam nadzieje, że se poradzisz, na szafce masz 200zł, w lodówce masz jedzenie, w domu jest wszystko co potrzebujesz. Nie będę dzwonić, bo u babci  nie ma zasięgu - Tata"
Uśmiechnęłam się do siebie, fajnie, że mam wolną chatę. Wzięłam jabłko i chciałam iść do pokoju ale nie pozwolił mi dzwonek od drzwi. Leniwie podeszłam do nich, otworzyłam je i ujrzałam Justina, wyglądał przepięknie >KLIK<:
- Co ty tu robisz? - zapytałam zdziwiona. Byłam trochę skrępowana bo miałam jeszcze na sobie piżamę, a ona była dość skąpa.
- No przecież mamy iść razem do Chris'a a potem na trening - odpowiedział.
- Ale to dopiero o 12.30
- Miley już jest 12.30
- Hahaha nie? Jest 11.15 chyba ci się zegarek przestawił.
- Ano może. To sory ja już pójdę - podrapał się nerwowo po głowie.
- Nie no przestań chodź do mnie, nie ma sensu się wracać. 
- Nie raczej pójdę.
- No co ty, niedługo musisz znowu tu przyjść, przestań chodź.
- W sumie to okej.
- To wchodź, co tak stoisz? - Justin wszedł do domu, zdjął buty i kurtkę, położył torbę na ziemie i posłał mi szczery uśmiech. 
Zaproponowałam, żebyśmy poszli do mojego pokoju Justin jedynie przytaknął i szedł za mną. Gdy tam weszliśmy odezwałam się zawstydzona:
- Ajj, sory ja niedawno się obudziłam więc przepraszam za to, że troszkę tutaj brudno.
- Spokojnie, właściwie to tu jest czysto, nie chciałabyś zobaczyć mojego pokoju - zaśmiał się, co ja odwzajemniłam.
- Dobra to ja tu ogarnę, a ty se gdzieś usiądź.
Zaczęłam sprzątać w pokoju, właściwie to tylko pościeliłam łóżko i było czysto. Justin siedział na krześle koo biurka i się mi przyglądał. Podeszłam do niego i powiedziałam:
- Wiesz co ja się pójdę wykąpać a ty czuj się jak w domu.
- Dobrze. 
- To ja zaraz wracam.
- Miley?
- Tak?
- Płakałaś? - zdziwiłam się, że zauważył, miałam nadzieje, że się nie skapnie, ale jednak.
- Nie, wcale, no co ty - speszyłam się. 
- Przecież widzę. Nie jestem głupi - wstał, złapał mnie za ręce i patrzał głęboko w moje oczy - To prze ze mnie?
- Nie, nie przez ciebie... 
- To co się stało?
- Po prostu niedawno się obudziłam i miałam zły sen tyle, przepraszam ale muszę iść się wykąpać. 
- No dobrze. 
Poszłam do łazienki, i wzięłam szybki prysznic, gdy wyszłam z kabiny chciałam się ubrać ale zapomniałam moich ciuchów z pokoju. Nie wiedziałam co robić, przecież Justin tam teraz jest. Nie miałam wyjścia, owinęłam ręcznik wokół ciała i weszłam tam, próbowałam nie zwracać na siebie uwagi ale się nie dało:
- ŁAŁ - powiedział 
- Ja tylko po ubrania przyszłam więc się odwróć, proszę cię - Justin odwrócił głowę 
Szybko wzięłam ubrania i wróciłam do łazienki, gdy się przebrałam w to >KLK< rozczesałam i ułożyłam włosy, lekko się umalowałam. Poszłam z powrotem do pokoju, zauważyłam, że Justin się przesiadł na łóżko, usiadłam koo:
- Omg, jaka ty śliczna - zaczął a ja się zarumieniłam.
- Nie przesadzaj, normalna.
- Wiesz co? Nie spodziewałem się, że będziesz paradować przy mnie w samym ręczniku - powiedział śmiejąc się Justin.
- Cicho - burknęłam - tego nie było.
- Nie wcale.
- Przestań - odwróciłam głowę.
- No dobrze, dobrze. Przepraszam nie obrażaj się - objął mnie w talii i oparł głowę na moim ramieniu.
- Justin - odwróciłam się do niego i usiadłam po turecku - Ta sytuacja wczoraj, jeszcze raz przepraszam, to nie powinno się wydarzyć.
- Ale jak to?
- Zapomnijmy dobrze?
- Ale Miley, znowu mnie nienawidzisz czy jak?
- Nie, nie o to chodzi. Po prostu nie chce jak na razie miłości - "a może chce tylko nie wiem?" pomyślałam -   Możemy zostać przyjaciółmi? 
- Tak, jasne, że tak. W sumie to miałem nadzieje, że będziesz chciała czegoś więcej ale okej.
- Zrozum, nie chodzi o to, że ja nie chce z tobą być.
- To o co chodzi? 
- Bo ja - zatrzymałam się tutaj.
- Co ty? - popatrzał się na mnie, strach miał wymalowany na twarzy, złapał mnie za ręce i spojrzał głęboko w moje oczy.
- Ja nie wierze w miłość..
- Jak to?
- Przepraszam nie rozmawiajmy o tym. Zresztą jest już 12.00 zbieramy się i idziemy do Chris'a chodź. 
Spakowałam do torebki najpotrzebniejsze rzeczy i zeszliśmy na dół. Gdy już byliśmy przy drzwiach założyłam buty i kurtkę, Justin zrobił to samo mieliśmy już wychodzić ale usłyszałam jak mi burczy w brzuchu, Justin też to usłyszał. 
- Miley jadłaś coś? - zapytał mnie Bieber.
- No tak, znaczy nie, znaczy jabłko tylko. 
- Musisz coś zjeść.
- Nie ma czasu spóźnimy się.
- Nie przesadzaj, to jest niedaleko a mamy chwile po 12 więc zdążysz - szczerze? Nie chciało mi się jeść ale wiedziałam, że nie odpuści.
Wróciłam się do kuchni i wzięłam dwa jabłka. Szłam w stronę drzwi, gdy byłam w korytarzyku prowadzącym do wyjścia zobaczyłam Justina i krzyknęłam:
- Ty Bieber! Łap - rzuciłam mu jabłko, ale niestety nie złapał. Jabłko uderzyło go w oko. 
- Ałłł to boli - wystraszyłam się podbiegłam do niego.
- Jejuu, nic ci nie jest? Widzisz mnie? - pogłaskałam go po prawym poliku.
- Nie, nie nic tylko boli, mam jakiegoś siniaka czy coś? 
- Ymm, nie, wcaale - skłamałam.
- Miley!?
- No masz, masz, niezłe limo.
- Miley no.
- Przepraszam, ja nie chciałam naprawdę. Pójdę po lód. Może, nie idź dziś na trening?
- Nie trzeba, chodź idziemy, ja muszę iść na trening, jestem kapitanem.
- No dobra, dobra chodź - zamknęłam drzwi na klucz i zaczęłam iść z Justin'em do Chris'a, mieliśmy jeszcze 20 minut więc dużo czasu bo do niego szło się z gdzieś 10 minut. 
Szliśmy tak w ciszy gdy nagle Justin odezwał się:
- Miley?
- Tak?
- Powiesz mi co ci się śniło, że tak płakałaś, nadal masz czerwone oczy od łez - zdziwiłam się, że o to zapytał, w ogóle, zdziwiłam się, że mam jeszcze czerwone oczy, lol.
- Nie powiem ci.
- Co jest?
- Bo to był koszmar.
- Tego się domyślam.
- To był koszmar związany z tobą Justin...
- Co? - zapytał z niedowierzaniem - Czy ja ci coś , no wiesz. Zrobiłem tam? 
- Nie, nie. Nic takiego - teraz cały sen do mnie wrócił, w moich oczach pojawiły się łzy, ale nie dałam po sobie tego poznać, szłam dalej.
- To co się tam stało, że aż tak płakałaś? - nie odpowiedziałam - Miley. Co tam się stało?
- Patrz jesteśmy już, 10 minut przed czasem - posłałam mu sztuczny uśmiech.
- Proszę, nie zmieniaj tematu.
- Nie chce ci o tym mówić zrozum.
- Mam prawo wiedzieć jeżeli jest to związane ze mną.
- Proszę.
- Ja też. Chodź usiądziemy na ławce - poszliśmy usiąść na ławkę gdy już to zrobiliśmy zaczęłam opowiadać.
- Śniło mi się, że jesteśmy parą, byliśmy razem na basenie, całkiem sami, ty niosłeś mnie na rękach i chciałeś wrzucić do basenu, śmialiśmy się razem, w końcu zaczęliśmy się całować, ty szedłeś w stronę basenu, w końcu wpadliśmy - zatrzymałam się na chwilę bo łzy zaczęły mi napływać do oczu, widziałam, że on to zauważył.
- Miley ale tu nie ma powodu dla którego miałabyś płakać.
- Nie przerywaj mi. Kiedy się wynurzyłam nigdzie ciebie nie widziałam. Zaczęłam krzyczeć żebyś do mnie wrócił ale cie nie było. Po prostu zniknąłeś. Wyszłam z wody i patrzałam się w nią poszukując ciebie, wtedy zaczęłam płakać. W końcu znalazłam - łza spłynęła po moim poliku - rzuciłam się do wody gdy podpłynęłam okazało się, że nie żyjesz... - kolejna łza spłynęła po moim poliku, a po niej kolejna i kolejna - gdy się obudziłam byłam cała zapłakana.
- Ejj Miley nie płacz, proszę. To był tylko sen, ja tu jestem, żywy, zdrowy, może nie do końca bo mam podbite oko, ale jestem i nie musisz się niczego bać - powiedział i mnie przytulił.
- Dziękuje, jesteś wspaniały. 
- Bez przesady - uśmiechnął się. Popatrzał na mnie i otarł moje łzy.
- Jest już za 5 chodźmy. 
- Najpierw się troszkę uspokój, bo Chris pomyśli, że ci coś zrobiłem - zaśmiał się
Przez jakieś 2 minuty się uspokajałam, gdy już się ogarnęłam poprawiłam makijaż i poszliśmy razem do Chris'a. Kiedy byliśmy pod drzwiami Justin chciał zapukać, ale po co? Jak Christian do mnie przychodzi to nigdy nie puka, w końcu to mój przyjaciel, więc ja też nie pukałam. Otworzyłam drzwi, weszłam z Bieber'em do środka i krzyknęłam:
- Chris jesteśmy! - zaczęłam zdejmować buty.
- Okeeej, chodźcie na górę.
Zrobiliśmy to co kazał nasz przyjaciel. Gdy weszliśmy na górę Chris zszedł z łóżka i przywitał się z Justin'em a potem przytulił mnie i zapytał:
- Ty płakałaś? 
- Nie, dlaczego?
- Masz czerwone oczy od łez - Znowu? Serio? Czy wszyscy muszą się mną tak przejmować? Mam tego dosyć..
- Nie Christian po prostu musiało mi coś wlecieć do oka.
- Do dwóch oczu? Miley nie jestem głupi. 
- Jak szłam to się wywaliłam i się popłakałam...
- Taa, jasne.
- Nie drąż tematu Chris.
- Yhym, ale wiesz ja się martwię.
- To przestań - usiadłam na łóżku.
- A ty Justin, czemu masz podbite oko? 
- Miley mnie uderzyła.
- Cooo? Hhahaha. Nieźle - zaczął się śmiać Chris.
- Ja tylko rzuciłam mu jabłko, a on nie złapał i to jego wina nie moja - wybroniłam się.
- Tak jasne, to był zamach na mnie - powiedział Justin, a ja z Chris'em zaczęłam się śmiać.
- Chłopaki jest już późno, idziemy? - zapytałam.
- Okej chodźmy, pojedziemy moim samochodem chodźcie.
Poszliśmy do samochodu Chris'a >KLIK<. Ja usiadłam z tyłu bo myślałam, że chłopaki usiądą razem z przodu. Ku mojemu zdziwieniu Justin usiadł z tyłu. Ja siedziałam po lewej a on po prawej. Jak na razie byliśmy sami w samochodzie. Czekaliśmy aż przyjdzie Chris. Kiedy wszedł do samochodu zaczął:
- Ejj, usiedliście tam z tyłu sami, a ja tu czuję się taki samotny.
- Ja zawsze tak się czuję - posłałam mu zabójcze spojrzenie.
- Dobra, to ja już nic nie mówię, jedziemy - odpalił samochód i zaczął jechać.
Zapięłam pas a chłopcy nagle wzięli ze mnie przykład. Po chwili poczułam, że zasypiam, a że chłopacy mieli dwa miasta dalej trening to mogłam się zdrzemnąć, ale był jeden problem, było mi niewygodnie. Popatrzałam na Justin'a, spoglądał przez szybę, postanowiłam zrobić coś dla swojej wygody. Odpięłam pas i przybliżyłam się do Justin'a 
Zaczęłam się kłaść, położyłam głowę na jego kolanach, rozłożyłam się i "przytuliłam" się to jego nóg.
- Miley co ty robisz?
- Cii, ja tylko jestem śpiąca.
- Okeeej.
Ja zasypiałam a Justin głaskał mnie po głowie. 

***

- Mileeey wstawaj! - usłyszałam krzyk Chris'a.
- Zamknij się kretynie, no co ty, jak ty ją budzisz? Miley słonko wstań, już jesteśmy - lekko wybudził mnie Justin.
- Yhym.. Już, już wstaje, jeszcze chwilkę - powiedziałam i przekręciłam się na drugi bok.
Justin wziął mnie na kolana, niczym małe dziecko.
- Miley, wstawaj, przecież już jesteśmy, proszę ja muszę iść na trening, wstań.
- No dobra, dobra już wstaje - zeszłam z jego kolan i wyszłam z samochodu.
Chris popatrzał się na mnie i momentalnie zaczął się śmiać.
- A ty co się śmiejesz? 
- Popatrz na siebie, na swoje włosy, hahah nie moge, leje. Hahahah.
Popatrzałam w lusterko i się wystraszyłam, szybko upiełam włosy w niechlujnego koka, wyglądałam o niebo lepiej.
- A ty co idioto się tak na mnie darłeś żebym wstała, hm?
- No ja przecież chciałem - zaczął do mnie podchodzić - żebyś się dobrze wybudziła - był już koo mnie, objął mnie w talii i położył głowę na moim ramieniu i pocałował mnie w polik - mmm, wiesz taki ludzki budzik - kołysał się ze mną tak, że chciało mi się znowu spać, widziałam jak Justin patrzył na nas z zazdrością więc postanowiłam to przerwać.
- Dobra chodź już bo się spóźnimy.
Chris objął mnie ponownie wokół talii i szliśmy do sali gimnastycznej. Justin szedł za nami, trochę mi się go szkoda zrobiło szedł tak sam. Oderwałam się od Chris'a.
- Leć już, ja idę do toalety na chwile - powiedziałam.
Christian tylko mi przytaknął i szedł dalej sam. A ja zaczęłam iść do Justina, gdy Chris zniknął z pola widzenia złapałam Bieber'a za ręce i zaczęłam:
- Wiesz, miałabym prośbę do ciebie.
- Słucham?
- Nikt się nie dowie o tym co między nami się wydarzyło prawda? 
- Jeżeli tak chcesz, to okej - odsunął się trochę ode mnie.
- Zrozum mnie, nie chce żeby uważali mnie za nie wiadomo jaką..
- To znaczy jaką?
- Nie wiem, że się kurde puszczam z każdym kim popadnie kiedyś już były takie plotki a mój temat..
- Czemu mieli by tak mówić?
- Nie wiem ludzie są różni.
- Nikt, bez wyjątku, nikt nie ma prawa tak o tobie mówić, a jeżeli to zrobi to mu się oberwie, rozumiesz? - pogłaskał mnie po ramieniu.
- Słodkie.
- Ja też mam prośbę.
- Tak?
- Pocałuj mnie.
- Co? 
- Pocałuj mnie.
- Justin, proszę.
- Jeżeli coś do mnie czujesz pocałuj.
- Masz dziewczynę.
- Nie mam.
- Jak to? 
- Wczoraj po tym co się zdarzyło między nami, zerwałem z nią, Miley kocham cię - nie mam pojęcia czemu ale momentalnie na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Jednak coś do niego czułam. A może jednak miłość istnieje? Czas pokazał. Ja też go kocham, pierwszy raz tak się przy kimś czuje, to jest nie do opisania.
Nie wiem czemu ale miałam ochotę go pocałować. Ponieważ byłam od niego niższa musiałam stanąć na palcach, pogłaskałam go po poliku i powoli zaczęłam przybliżać moje usta do jego, w końcu go pocałowałam, trzymałam rękami jego szyi a on głaskał mnie po plecach. w Końcu oderwał się ode mnie i przytulił się do mnie.
- Świetnie całujesz - szepnął mi do ucha.
- Ty też.
- Wiesz, jesteś troszkę niezdecydowana.
- Taa, wiem, a i mówisz to mi już z trzeci raz. 
- Bo to prawda.
- Dobra tam. Chodźmy już, zaczynacie już trening słyszysz? 
- Mhmm.
Zaczęliśmy iść w stronę sali trzymając się za ręce.
___________________________________
No to 4 rozdział. :)))
Przepraszam, że tak późno ale mam dużo spraw na głowie.
Staram się jak mogę. :)
Czytasz = Komentujesz 
15 komentarzy = następny rozdział 

Obserwatorzy